4 lis 2009

szablozębne i raport ze stanu urody

Równo dwa lata uśmiecham się srebrnym uśmiechem, kaleczę sobie delikatny język o druty i nie wymawiam wszystkich głosek. Aparat na zębach miał zmienić mi rysy i pomóc spoważnieć. Prawdopodobnie mam inne rysy i jestem poważniejsza, ale nie jestem pewna, czy to dzięki leczeniu, czy po prostu zakończyłam z sukcesem proces dojrzewania. Wiem jedno na pewno: jestem ładniejsza. Nie mam już smutnych cienkich brwi smętnie płynących nad oczami. Gdy uśmiecham się, zęby grzecznie kryją się za wargami. Jestem mniej okrągła i mam wyraźniejsze kości policzkowe. Umiejętniej się maluję, nie mam pryszczy, cienie pod oczami nawet jakieś jakby mniejsze, choć to genetyczny prezent od mamy. Nos dalej długi i krzywy, ale nauczyłam się z tym żyć, a nawet umiem się pomimo niego całować. Okazało się, że 3/4 sukcesu, to po prostu o siebie dbać. Za rok o tej porze jak bozia da to będę jeszcze ładniejsza, długowłosa, może trochę szczuplejsza. Bez drutów.

Zaczęłam o tym dzisiaj myśleć, bo w wydziałowej toalecie natknęłam się na dziewczynę sterczącą przed lustrem. Chciałam zrezygnować i z uśmiechem powiedziałam, że pójdę do drugiej. Ona zauważyła mój nie do końca holiwoodzki zgryz, spojrzała na mnie, a w tym spojrzeniu była jakaś atawistyczna potrzeba zwierzenia. Pewnie rozchyliła wargi, spod których wyskoczył ciemny drut i wyszeptała:

- wiesz, serek wiejski. Muszę go wydłubać.

1 komentarz:

maszeruj pisze...

przeurocza puenta!

zazdroszczę braku pryszczy. ja mam dużo za dużo.