Kiedy wracam zmęczona do domu, wieżowce czule pochylają się nade mną. Panowie w błyszczących mundurach SECURITY spoglądają na mnie bacznie w służbowym zwyczaju. Śródmieście Wola czuwa. Czuwają chłopcy na parkingach nadstawiający kieszenie na datki, czuwają dzielnicowi wariaci żebrzący wciąż z tym samym wyrazem twarzy. Pod arkadami drobni przedsiębiorcy rozkładają swój drogocenny dobytek- zużyte do połowy środki czystości, zniszczone zabawki i złoto po zmarłych żonach. Grają w kotka i myszkę ze strażą miejską i śpiewają hymn na cześć szarej strefy. Zupełnie nie zwracają uwagi na zniesmaczone miny przechodniów w garniturach od Armaniego. Handlarze czasem kłócą się między sobą - wtedy nad brukiem snują się kurwy, chuje i żydy, latają spódnice i kożuchy, a w powietrzu unosi się zapach konfliktu i zatęchłej szafy. Metr kwadratowy nielegalnej powierzchni handlowej mierzą płytami chodnikowymi.
Parę metrów dalej liczy się już tylko miejsce parkingowe. Na Elektoralnej rzędem otwarte bagażniki piętnastoletnich samochodów. W nich niby wszystko taniej i lepiej: warkocze czosnku, pierogi lepione spracowanymi dłońmi nieznanej kucharki, sadzonki, ciuchy ze złotymi metkami. W ładna pogodę widać cwany błysk złotych zębów.
Czar Hal Mirowskich.
Emerytki to największe miłośniczki okazji. Klient wasz pan- mówią swoją łakomą gestykulacją. Oglądają garsonki obracając materiał w dłoniach, wyciągają rękawy pod słońce. Nakładają okulary o grubych szkłach i powoli analizują metki. Coś się zmieniło w polskiej starości; bagaż doświadczeń transformacja zdjęła im z krzyża, wożą go w kraciastych torbach.
Bo w okolicach Hal Mirowskich rządzi niepodzielnie starość. Tutaj nikt nie podśmiewa się z demencji, nie reaguje z pobłażliwością na dociekliwe pytania o jakość towaru. Ekspedientki pomagają wkładać wędlinę do wózków, a sprzedawcy flirtują z kobietami o twarzach zupełnie schowanych pod zmarszczkami.
Jestem tam intruzem, ale lubię udawać, że kupuję świeży szczypior. Lubię stawać przy stoisku z mięsem, wąchać perfumy miasta odchodzącego powoli w niebyt i spoglądać na wieżowce Atrium, idealnie zaaranżowaną przestrzeń dla korporacyjnej menażerii. Lubię Warszawę, bo ta dziewczyna nie idzie na kompromis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz