2 kwi 2013

nieodpowiednie obuwie

Wszystko to kwestia wyboru, myślę jadąc pociągiem. Jestem w podróży i to na najdziwniejszej trasie.
Z domu do domu. Zastanawiam się, czy spakowałam się dobrze, czy wyważyłam grube swetry z tiszertami? Czy wzięłam odpowiednio eleganckie ciuchy, czy Babcia znów powie, że wyglądam jak luj? 

Na przeciwko mnie siedzi chłopak. Jedzie na luzaku na szkolnej legitymacji. Ja znów zapłaciłam sto procent ceny biletu. Jak długo jeszcze? Czy załapię się w życiu jeszcze na jakąś zniżkę?

No to ten koleżka siedzi. Wierci się strasznie. Skubie skórki wokół paznokci i wcina je jak rozłupane orzeszki. Ciuchy mu szeleszczą i chodzi mu żuchwa na jakiejś niewidzialnej gumie. Gapi się na mnie. Kminię, że albo chce mnie okraść, albo zagadać. Manifestacyjnie wyjmuję swój chujowy telefon. Niech wie, że niewiele można mi zabrać. Przez okno obserwuję zasypaną śniegiem prowincję. Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia w głowie wyświetla mi się kadr. 

Mam piętnaście lat i maszeruję przez wieś. Z ust pachnie mi tanią wódką i wieje mi trochę po gołych nerkach. Idziemy na stary cmentarz. Świeci tylko księżyc, wybrzmiewa tylko świerszcz. Boję się tak bardzo, aż czuję w tym strachu jakiejś erotyczne podniecenie. Nawet ten brzydki pryszczaty chłopak z zespołu szkół technicznych wydał się ni stąd ni zowąd atrakcyjny, skoro mógłby uchronić przed zombie polskich zaświatów. W ciemnościach przebiega jakieś zwierzę, a ja piszczę jakbym jechała jakimś rollercoasterem. No cóż, nigdy nie byłam w lunaparku, te same żądze załatwiam właśnie tak: spacerem po pustkowiu z paczką znajomych i flaszką z czerwoną kartką. 
No ale jak to jest: pamiętam tę chwilę tak dokładnie- byłam wtedy bezbrzeżnie szczęśliwa, chociaż zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zadie Smith (chciałabym być Zadie Smith) ma rację: szczęście przywołuje się po latach, bo tkwi gdzieś w pamięci i dystansie. Dojrzewa w nas jak zapleśniały ser albo pryszcz z białą końcówką. Oprócz niego jest jeszcze przyjemność- ale ją odczuwasz natychmiast i jeszcze szybciej  zapominasz. Jestem pewna, że to prawda, chociaż czasem staram się oszukać- opisać przyjemność natychmiast i awansować ją do rangi szczęścia (skoro utrwalona). Właśnie do tego mi ten blog potrzebny. 
To formalina. 

W przedziale miga światło. Czy będę miała dzisiaj przyjemność? A  może załapię się na szczęście?

-Na święta? 

Jednak zagaja. Mimowolnie wzdycham z ulgą. Koledze z facebooka ukradli macbooka jak spał. Kiwam głową twierdząco. Stało się to, co wisiało w przedziale od kilku godzin. Nie jesteśmy już obcy, ale nie musimy też już więcej gadać. No tak, jadę na święta. I na imprezę. 

Wysiadam z pociągu. 
Wszystko jest kwestią wyboru. Mam na nogach trampki, a na chodnikach kilka centymetrów śniegu. Zupełnie nieodpowiednie buty, ale idę w nich na to szumne party. Klub nazywa się "Atmosfera" i mieści się w sali, w której miałam licealny półmetek. Przed wojną była tu synagoga. W środku nawet sporo ludzi, jak na kościelne święto umiaru. Sztuczny dym, dubstepy, pieczątka na nadgarstku. Dużo nieznanych twarzy i kilka takich, które mi się kiedyś na szybko przewinęły przez życie. Biorę łyka browki i czuję się nieco swobodniej. Robi mi się ciepło w przemarznięte stopy. Ktoś wyłączył dmuchawę i robi się bardzo jasno.

W mordę. Mam naprawdę nieodpowiednie buty. 
Chociaż jest -6, wszystkie dziewczyny mają szpilki. 




2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nieznajoma Nadziejo, fajnie mi tu, dobrze u Ciebie. I znajomo = miałam to samo, droga do stolicy, na święta, trampki i śnieg.
Dzięki za ostoję.
Bo niebawem i tak zwariuję.

ten flaming daleko nie poleci pisze...

ja ostatnio mam chyba nieodpowiednie życie. coś jest zdecydowanie nie teges. karma musiała mnie pomylić z Kim Yong Namem