Jakoś ostatnio nie poznaję się. W sensie nie poznaję swojej
twarzy. Patrzę w lustro i widzę tylko jakieś drobne podobieństwo. Duże oczy,
brązowe cienie pod oczami i nos wykrzywiony kiedyś skutecznie kawałkiem cegły.
Poza tym coś się zmieniło i nie do końca potrafię zdecydować się co. Może usta
mam trochę mniejsze. No i chyba mi buzia urosła skoro urosłam wszędzie indziej.
W każdym razie jestem niespokojna. Na moich zdjęciach stoi ktoś zupełnie obcy.
Z zastanawiającym wyrazem twarzy, dziwnymi bruzdami rozsypanymi po skórze. To jakbym wzięła rozwód z samą sobą.
Pomyślałam, że to z zapierdolu.
Nie mam czasu się sobie poprzyglądać i nie dość, że zapominam japki znajomych, to jeszcze moja mi gdzieś znika. Więc postanowiłam sobie robić zdjęcia, licząc, że w końcu na którymś będę do siebie podobna. Codziennie w pracy kamerką. Gdy idę po pustym chodniku i nie ma wstydu sobie ustrzelić sobie gębę komórką. Gdy wystroję się i wymaluję jak sto pięćdziesiąt i myślę, że jestem Dita Von Teese (tyle, że z getta i po trudnym dzieciństwie)- a na zdjęciu mam mordę, jakbym grała u Solondza. Mam wrażenie, że przespałam jakiś rozdział w życiu mojego własnego ciała. Zaczęło żyć własnym życiem, wyniosło się gdzieś na własną rękę. Obrosło tkanką i czasem, może nawet zdążyło się już postarzeć. A ja wciąż chodzę w brudnych trampkach i obuwiu typu sportowe i wydaje mi się, że przecież jestem gówniarą, więc co to za starość. Staram się o nie (o ciało) dbać na tyle, na ile mnie stać. Smaruję się miłymi kremami i oliwkami, golę nogi szczerozłotą golarką (kosztowała jak złoto). Daję mu sport, ten najlepszy onanizm; seks z własną ambicją; a mimo to, ono nie słucha. Nie upodobnia się do tego, co mam pod powiekami, gdy zamykam oczy. Mam jakiś wewnętrzny konflikt interesów i zastanawiam się, czy ja jeszcze wrócę.
Pomyślałam, że to z zapierdolu.
Nie mam czasu się sobie poprzyglądać i nie dość, że zapominam japki znajomych, to jeszcze moja mi gdzieś znika. Więc postanowiłam sobie robić zdjęcia, licząc, że w końcu na którymś będę do siebie podobna. Codziennie w pracy kamerką. Gdy idę po pustym chodniku i nie ma wstydu sobie ustrzelić sobie gębę komórką. Gdy wystroję się i wymaluję jak sto pięćdziesiąt i myślę, że jestem Dita Von Teese (tyle, że z getta i po trudnym dzieciństwie)- a na zdjęciu mam mordę, jakbym grała u Solondza. Mam wrażenie, że przespałam jakiś rozdział w życiu mojego własnego ciała. Zaczęło żyć własnym życiem, wyniosło się gdzieś na własną rękę. Obrosło tkanką i czasem, może nawet zdążyło się już postarzeć. A ja wciąż chodzę w brudnych trampkach i obuwiu typu sportowe i wydaje mi się, że przecież jestem gówniarą, więc co to za starość. Staram się o nie (o ciało) dbać na tyle, na ile mnie stać. Smaruję się miłymi kremami i oliwkami, golę nogi szczerozłotą golarką (kosztowała jak złoto). Daję mu sport, ten najlepszy onanizm; seks z własną ambicją; a mimo to, ono nie słucha. Nie upodobnia się do tego, co mam pod powiekami, gdy zamykam oczy. Mam jakiś wewnętrzny konflikt interesów i zastanawiam się, czy ja jeszcze wrócę.
Poznałam kiedyś dentystkę. Prawie siedemdziesiąt lat na
karku, długie farbowane na jasny blond włosy z trwałą. Do tego zawsze makijaż,
chociaż pomadka wyskakiwała poza kontur. No i miała dość
ekstrawagancki styl. Lubiła pastele i chociaż wciąż to była moda trochę
kościółkowa, to dbała o każdy szczegół. Podpinała sobie poły sweterka,
dobierała biżuterię (jak tu mam mniej, to
tu musi być więcej pani Olu) i jakieś fantazyjne detale- a to błyszczące
złote buciki, a to kolczyki w kształcie owoców. Lubiła się stroić i mówiła, że
gdyby urodziła się teraz, to by stylistką została, bo w stomatologii to nie ma
miejsca na inwencję. Do tego obracała się zawsze za przystojnymi chłopakami i
to im dedykowała wszystkie swoje ogromne dekolty. Konsekwentnie odsłaniała
swoją wiotką skórę, pomarszczoną w kąpieli, co trwa całe życie. Nie było w tym
niczego erotycznego- to był manifest. Bo powiedziała mi raz, na ucho, że jej
się wciąż mężczyźni podobają. I gdyby tylko mogła, gdyby tylko była jeszcze
odrobinę atrakcyjna, to by mnożyła romanse i puszczała się ile wlezie, skoro
zaraz i tak wpadnie w objęcia kostuchy. Mówiła mi, że to piekło, tak żyć w
starym ciele, gdy masz wciąż gorący młody umysł i niezaspokojone żądze, które
rozpierają żebra. Że gdy patrzy w lustro, to widzi już, jak ją w dół ciągnie do
grobu i tylko w oczach ma resztki samej siebie.
Tylko gdzie w takim razie ciągnie mnie?
10 komentarzy:
Wygląd Ci się zmienia?
Może straciłaś ostatnio dziewictwo? Słyszałem, że wtedy właśnie kobiety się zmieniają
Islenski, nie sprowadzaj poważnych spraw zagubienia rysów fizisa do bałamuctwa penisa, którym jesteś osatnio opętany (:
Boję się sytuacji, w której znalazła się Pani dentystka. Jako -nastka nie wyszalałam się i wszystko to wychodzi, gdy właśnie teraz dupa powinna mi osiadać.
anonimowy- racja, naprawdę przykro mi że ostatnio tylko myślę o sterczących fiutach.
islenski- 1:1
jesteś super ,serio.
lektura notki + komentarzy = <3
cudowny tekst, naprawdę cudowny, strasznie boję się starości/ nie wiedziałam, że istnieją takie fajne blogi
się przejmujesz, ja mam inny problem,z wyglądem jest wszystko ok, ale co mi poradzisz jeśli moja zajebistość nie spełnia żadnych norm,normlnie poziom -1, ech to jest problem
zdanie - "na zdjęciu mam mordę, jakbym grała u Solondza" made my day ;)
a swoją drogą - mam tak samo...
Prześlij komentarz