25 wrz 2013

Pekaes i Nieustraszony Pogromca Andżelik

Gdy wsiadasz do pociągu, czas nie zatrzymuje się. Rzeczywistość trwa w swoim postanowieniu ciągłości, a godziny mijają równo po sześćdziesięciu minutach. W przedziałach obowiązują te same zasady, co w świecie bezruchu. Pasażerowie w znudzeniu drepczą po korytarzach (gdyby to był dom, pewnie kierowaliby się do lodówek). Osowiali otwierają okna i wciągają nozdrzami pęd powietrza. Dopóki nie dojadą do celu, robią to, co prawdopodobnie robiliby u siebie: czytają książki, śpią przytuleni do ścian, jedzą, chodzą do łazienki, rozmawiają, oglądają filmy. Niektórzy nawet w tym udomowieniu rozpędzają się tak, że a to ściągną buty, a to nakryją kurteczką jak kocykiem. Zgaszą lampkę, zamkną drzwi. Pociąg to intymność dzielona z obcymi i tylko ruch sprawia, że nikt nie płonie ze wstydu.

Ale autobusy… Och, to zupełnie inna sprawa.
Rzeczywistość przestaje istnieć zaraz po dźwięku zamykanych pneumatycznie drzwi i jeśli gdzieś toczy się życie, to tylko za grubą szybą. W pachnącym kurzem wnętrzu czas zwalnia, skoro jedynym zajęciem jakie można podjąć jest trwanie. Wyprostowanie nóg przychodzi z trudem, a co dopiero czytanie książek albo spacerki. Dlatego ściśnięci łokieć w łokieć pasażerowie nigdy nie zapomną o tym, po co tu są.  Wsiedli, by dojechać gdzieś i jadą, cali zamieniają się w jazdę, prawie gołymi rękami wyrywają światu kolejne kilometry. Gdyby tylko się dało zapomnieć o trasie, polskich wybojach i niekulturze jazdy. Ale się nienienie da, bo to jest TERAZ, więc wiercą się niespokojnie w ciasnych fotelach, rozmawiają głośno przez telefon, piszą smsy o niewygodach 

„Ale korek nie wiem kiedy dojade co za masakra” 
kobieta obok zjadla cebularz co za swinia.  ludzie nie maja wstydu fuuuu xD”.

A potem znów patrzą tęsknie w szyby i liczą kilometry. Tak, autobus to męka trwania, czystego bycia, którego nie wyciszysz muzyką z iPoda ani rozmową.

Gdy ostatnio jechałam autobusem, nie miałam ani iPoda, ani towarzysza. W tle grało najpopularniejsze polskie radio, „gramy same największe hity”, mówił głęboki głos, a one już mi nie imponują, odkąd ktoś mi powiedział, że żeby osiągnąć taki efekt, radiowcy ćwiczą rzyganie na sucho. No i nawijał ten głos, a potem faktycznie przeboje, gęste powietrze klimatyzowanego wnętrza przeszywają wokale Sylwii Grzeszczak i Ani Wyszkoni, ktoś prosi na antenie: „Chciałabym pozdrowić całą klasę II b, szczególnie Kaśkę wariatkę no i ten,  prosić o piosenkę mojego ulubionego zespołu Pectus”. Więc jestem jazdą, wręcz czuję, jak guma moich trampeczek zlewa się razem z oponą i świrują mi zmysły. Skupiam się na słuchaniu bo nie chcę się porzygać, nie chcę mieć głębokiego głosu, wystarczy mi taki jak mam, trochę piskliwy, ale własny. I wtedy słyszę.
 Gdzieś w tle muzyki ulubionego zespołu Madzi z Raciborowic ktoś gada:

-- Ale to niezły suprajs, że akurat obok ciebie siadłem, nie? Tyle siedzeń, ze czterdzieści będzie, a ja akurat obok mojej starej sąsiadeczki sobie upatrzyłem. To się dzieje. -- 

Oho. Ja znam ten ton, ja wiem co to znaczy, te wszystkie pytajniczki i odwołania do przeznaczenia. Jest to podryw. Nagle nie chce mi się rzygać, moja rozpacz nie boli już na każdym wyboju. Są tylko oni. 

-- A jaką muzykę słuchasz? – chłopak gada dalej, niezrażony brakiem odpowiedzi na wcześniejsze pytanka. Nie robi tego pierwszy raz, oj nie.

-- A różną. – wreszcie słyszę obiekt westchnień. Na pewno żuje gumę. Ma osiedlowy cienki głosik, jak jakaś Nikola albo Andżela.

-- Elektro jakieś czy coś lubisz posłuchać? Bo ja mam na empetrójce parę dobrych nutek, dam ci jedną słuchawkę to se posłuchasz ze mną i powiesz, czy spoko.

-- Oj nie, ja nic nie będę słuchać, to radyjko mnie wystarcza. Bo wiesz, ja dzisiaj w robocie to się tak nasłuchałam muzy, że zaraz jeszcze będę śpiewać – i chichra się skubana, niby daje kosza, a tu takie zalotne heheszki. Jestem jej wdzięczna, bo zapominam o sobie. Zapominam o jeździe.

-- Szkoda, że masz chłopaka. A ile w ogóle masz latek? Bo ty chyba młodziutka jesteś cooo?-- Ach, czyli to flirt fatalny już od początku! Czaruś sprytnie próbuje pokonać zasieki Andżelikowych zobowiązań, te  wspólne zdjęcia na fejsbuku z fagasem, jej spacery po parkach i obłapianki!  Więc dlatego taki niezrażony, misję tu ma i nie będzie wstydu jak coś pójdzie źle, skoro dupa ma frajera. To żadna miłość, to pic na wodę, to poligon podrywu, to sposób na przykre myśli, co wyłażą na trasie Warszawa- Chełm. Dziewczyna odpowiada, ale coraz mniej śmiało. —
-- No dziewiętnastkę mam za miesiąc, studia zaraz więc tego – mówi tego, ale brzmi jakby nie chciała już o sobie opowiadać. A pekaesowy Don Juan ciśnie ją dalej i już sobie wyobrażam, jak wdusza ją w szybę swoim ciałem –

-- A z tym chłopakiem to długo jesteś? Siedem miesięcy? No to trzymaj się jego, trzymaj, chociaż kurdę taka fajna laska, no gada się z tobą, że mógłbym do tego Chełma nigdy nie dojeżdżać i nie wiem no. Ty! Do Gdańska jechać tym autobusem. Się nie śmiej, ja tu serio nawijam. Ciężko taką mądrą dziewczynę znaleźć, wiesz? Teraz jak na metrze robię to żadnych dziewczyn nie widuję, same chłopy i kurwa kamery wszędzie, więc nawet nic nie zawiniesz, żeby sara była jakaś dodatkowa na piwko czy coś tam. W ogóle ty taka ogarnięta jesteś, ja to jak miałem osiemnaście latek to chodziłem najebany cały dzień. Jak rano się budziłem to przed szkołą już ten z chłopakami, potem na parę lekcji w technikum, a później znów cykamy i normalnie non stop na promilach, czaisz? Złote czasy to były. – 

Tyle się nagadał, lecz ona milczy. Obracam się, żeby zobaczyć co się dzieje i poznać ich twarze. Jest ciemno. Kątem oka zauważam jakąś dziewczynę, która  jest w trakcie pisania smsa. Może to Andżela pisze do swojego chłopaka? Na przykład: „Ej czaisz Misiu, jakiś typ mnie podrywa w busie :D:D A ja mu na to, że serce już do kogo innego należy :* Dobrze mu powiedziałam?:*:* kc”. 
A może to nie ona? I tylko siedzi gdzieś dalej i udaje, że śpi? A może ma zamknięte oczy i myśli o tym swoim fagasie i zastanawia się, czy to rzeczywiście miłość?


Czas mija, ale robi to powoli. W radio piosenki zmieniają się na coraz gorsze. Autobus milczy. Staram się myśleć o Andżelikofilu i dopowiedzieć sobie jego historię. Czemu tak się uwziął, żeby ją poderwać? Czy rzeczywiście taka wyjątkowa jest, czy miałam rację, myśląc, że to zwykły trening przed nocnym balowaniem w barze "Miś"? W pociągu dałabym radę wyobrazić sobie przeszłość i przyszłość tego chłopaczka. Może nawet jego twarz objawiłaby mi się na pomarańczowym wyświetlaczu powiek. Ale jadę S17 w piątkowy wieczór. Andżela i Czaruś blakną i znikają mi z pamięci. Po piętnastu kilometrach, zapominam o nich. Jadę przez ciemność w ciemność. Znów jestem jazdą.



6 komentarzy:

Unknown pisze...

Na posta u Ciebie czeka się jak na kolejny odcinek ulubionego serialu (mam nadzieję, że jakiś oglądasz i wiesz jaki to komplement). Dobrze, że ten pojawił się tak szybko.

Oruga pisze...

najlepiej :D zresztą jak zawsze!

kateferia pisze...

Jak Ty pięknie piszesz. Szczerze. Z nutką ironii i sarkazmu, czyli tak, jak lubię.

A Andżelikoholików, jakich opisałaś jest wiele, wiele. Nie raz takowych spotykałam. Nie tylko w autobusie, ale także na zwykłym spacerze.

nicambitnego pisze...

Bardzo podoba mi się jak malujesz słowem, ba, nawet włazisz słowu do środka i opisujesz bebechy ;)

Anonimowy pisze...

You just made my day. Dodaję do zakładek!

pinkflamingo pisze...

zależy w które temple run. w 1 części rekordowo przebiegłam 6,700 km (duma 100%), a w drugiej części o wiele więcej (no ale tam są już diamenty które pozwalają Ci oszukiwać na dystansie i zmartwychwstać)
Walking dead się ściąga !
:)