Mam duży nos. Wczoraj spacerowałam z nim po Warszawie; parę sprawunków, krótkie kalosze na nogach, siata pełna produktów. Stolica była wyjątkowo dystyngowana. Roztapiał się śnieg; brudne, malejące hałdy na rogach przecznic wyglądały jak milczący policjanci schodzący ze służby. Mżyło, wiał wiatr, zimny, a jednak świeży, ledwo pamiętam morze, ale chyba ono tak pachnie. Neony niknęły w mgle, świeciły jakby słabiej, to przez nie chodniki zyskiwały pastelowy odcień. Szłam, wdychałam głęboko powietrze, a krople deszczu spływały mi po twarzy razem z makijażem. Pomyślałam, że w taki dzień nawet mój nos jest piękny. Był lustrem. Odbijały się w nim fioletowe światła miasta, reflektory przejeżdżających aut, iluminacje reklam .
Szłam z dużym nosem przez stolicę i uśmiechałam się, bo odkryłam, co łączy mnie z tym smutnym miejscem.
Rozszerzone pory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz