Całe życie podglądam. Pamiętam, jak mieszkałam w swoim pierwszym mieszkaniu i przez lornetkę obserwowałam sąsiada. Miałam jedenaście lat i niewielkie pojęcie o tym, co ludzie potrafią robić przy odsłoniętych zasłonach. Mój sąsiad akurat robił niewiele; nerwowo poruszałam pokrętłem ostrości i widywałam tylko przebierającą się nerwowo brzydką postać. Był pokraczny, zdecydowanie. Oponki zamiast brzucha, ciało oblane tłuszczem jak jakąś smaczną czekoladą. W wizjerze mieniły mi się jego jasne, prawie białe chude ramiona i zapadnięta klatka. Kiedyś udało mi się skończyć odrabianie lekcji akurat w momencie, gdy nakładał spodnie od piżamy. To, o czym szeptały sobie konspiracyjnie moje koleżanki z klasy, okazało się być smutnym kawałkiem mięsa otulonym czarną plamą włosów.
Później podglądałam z poczuciem winy. Miałam wrażenie, że moja relacja z obiektem obserwacji jest zdecydowanie niesymetryczna. Mieszkałam w centrum mojego małego miasta i rozbierałam się przy odsłoniętych żaluzjach, bo było mi szkoda tych chłopców, których godzinami potrafiłam oglądać. Nie wiem, czy kiedyś widzieli mnie nago, wiem na pewno, że z dużą czułością zapraszali mnie na wódkę.
Kiedy wyprowadziłam się do Warszawy, podglądanie stało się oczywistą rozrywką. Miałam podkradzioną lornetkę i dziesięciopiętrowy blok na przeciw moich okien do swojej dyspozycji. Wtedy poznałam- choć na odległość- pierwszą homoseksualną parę w swoim życiu. Na czwartym piętrze mieszkał też drobny alkoholik, którego ciężko mi było wytropić, bo widok na jego pokój zasłaniał mi stos niepotrzebnych przedmiotów, które chorobliwie zbierał. Miał trzy rowery i tyle mebli, że mógłby nimi umeblować pałac na cześć Gierka.
Teraz jestem dość dorosła i coraz częściej widuję nagie postacie. Najważniejszy był moment, gdy kończyłam liceum. Spacerowałam z przyjaciółką po mieście, wiał silny wiatr, pogoda zwiastowała koniec świata i niskie ciśnienie. Patrzyłam po oknach kamienic, tam tylko czaiły się niewzruszone zasłonki i usychające kwiaty. Aż nagle, na pierwszym piętrze jednej z kamienic przy Pocztowej, zobaczyłam miłosną scenę. Obydwoje mieli więcej niż pół wieku na karku i zniszczone alkoholem ciała. Nie umiem zapomnieć tej sceny, jej drgających, obwisłych piersi, brązowawej od brudu bielizny i zwierzęcego dygotu ciała. Wyglądali razem jak dwa drgające kawałki mięsa, nic z romantyzmu, w który wtedy jeszcze wtedy wierzyłam, nic z miłości, której tak wtedy poklaskiwałam, tylko fizjologia podsycona paliwem denaturatu.
Tam, gdzie pracuje, często wysiaduję paląc w oknie. Często zdarzało mi się obserwować okna od nas na skos. Zawsze na parapecie ten sam łokieć. Chłopak miał na oko dwadzieścia parę lat i niezbyt mądry wyraz twarzy. Najwyraźniej na głupkowatość łatwo podrywać; za jego nagimi, wątłymi plecami coraz pojawiały się nagie sylwetki dziewcząt. Pamiętam blondynkę o pięknych, symetrycznych piersiach i dziewczynę o związanych w kucyk włosach z zadartym nosem.
Im bardziej jestem smutna, tym częściej zadzieram głowę do góry. Na przystanku Kino Femina oślepiły mnie mnie białe piersi staruszki. Zamiatała swój balkon ubrana tylko w spódnicę, a sutkami prawie dotykała ziemi. Była zupełnie nieludzka. Nie umiałam jej porównać do piękności z rozkładówek, jej zniekształcone wiekiem ciało rzucone w krajobraz centrum miasta, wyglądało jak wątpliwa estetycznie grafika, a przecież wiem, że była prawdziwa, skoro te jej ramionka poruszały się.
Dwa dni później jechałam 520. Marszałkowska, maj, ludzie pachną trochę wiosną, trochę potem. Autobus stoi w korku i na początku wydawało mi się, że mi się śni kolejny perwersyjny sen, ale potem sylwetka drgnęła. Kobieta- mogłaby być Twoją matką, albo panią z banku- stała nago na swoim balkonie i łapała słońce. Miała brązową, spaloną UVB skórę, podobną trochę do cienkiej skórki kurczaka z rożna. Jej obłe kształty skojarzyły mi się trochę z Wenus z Milo. A była nagą Wenus z Marszałkowskiej.
6 komentarzy:
I znowu fajny kawałek literatury.
Brawo.Pisz dalej:))Zawsze czytam z ciekawością.
Tematyka śmiertelno-cielesna z dużą dozą strachu przed samotnością.. mhm..
Jaki piękny post!
Zaiste super. Zazdroszczę mimowolnego poczucia humoru :-)
Pozdrawiam
żeby nie było: napisałam to w opór najebana po piątkowej imprezie. Trochę wstyd, ale miałam swoje powody.
Oluniu, ja jednak też postuluję niepublikowanie anonimowych komentarzy, na chuj komu opinia kogoś, kto z jakichś powodów (nie widzę żadnych dobrych) się nie podpisuje? I jak mam mu teraz pocisnąć? Nie mogę cisnąć komuś bez imienia, to tak jakbym biła kalekę. A jeśli w dodatku, tak jak ostatnio, zdarzą się dwa anonimowe wpisy pod jedną noteczką? Incipit dla rozróżnienia?
Tutaj jest na szczęście tylko jeden, więc na razie sobie poradzę. Anonimowy. Po pretensjonalnym i stylu i wygórowanym mniemaniu o własnych zdolnościach krytycznych poznaję, że już napisałeś tutaj jeden długi napompowany Twoim ego tekst. Fajnie, że czytasz z przyjemnością, ale nie pisz dalej, jeżeli to ma być coś tak licealnie banalnego (hej, zapomniałeś o słowie TURPIZM), a co uważasz za popis Twojego literackiego wyczucia, smaku i wiedzy.
Pozdrawiam,
dzielny tropiciel bezguścia w internecie,
Natalka
No dobra, więcej się nie odezwę.Bo jak coś napiszę, to mylą mnie z kimś innym, zmieniają mi płeć i każą używać trudnych słów typu turpizm.
Ale zdania nie zmieniam: jeśli po wódce (czy czymś tam innym)wychodzą ci takie fajne kawałki, to co dopiero będzie za jakiś czas.Masz duży talent. Będę sobie tak tylko czasem po cichu wchodzić na twojego bloga i sprawdzać czy nie ma czegoś nowego. I nie będę zawadzać nikomu. Przyjaciele bronią cię jak stado lwów:))
skąd mam wiedzieć, jakiej jesteś płci, skoro jesteś ANONIMOWY?? należało przeczytać to, co napisałam od początku. od teraz postaram się używać form bezosobowych.
PS. turpizm to nie jest trudne słowo
Prześlij komentarz