Przyjaźniłam się kiedyś z dziewczyną, której ojciec był dość osobliwym alkoholikiem. W dzień pedant i nadopiekuńczy ojciec, przed wyjściem do szkoły wkładał jej w dłoń szorstkim gestem dwa złote na drożdżówkę, a gdy wracała do domu, dzwonił do niej, by uprzedzić, co dziś zje na obiad. Lepił swoimi wielkimi dłońmi maleńkie, napompowane farszem pierożki, przystrajał schabowe szczypiorkiem i gotował zupy, których ona nigdy nie zjadała do końca, bo tak były treściwe.
Dziewczyna ta- dajmy jej na imię Basia- nigdy nie musiała sprzątać. Ojciec robił to lepiej i szybciej, przechadzał się po domu w samych slipach i świecąc wielkim, nadmuchanym brzuchem, odkurzał i poprawiał bibeloty w jej szafkach. Porządkował z czułą starannością (też kiedyś był buntownikiem) jej blackmetalowe płyty i układał pieszczochy w układzie od najmniejszej do największej. Taki był w dzień: kochający i zaradny, fan wędkarstwa i obowiązkowy uczestnik wywiadówek. Nocami jednak, gdy Basia oglądała z bezmyślnością nastolatki MTV, on nakładał swoją wytartą, skórzaną kurtkę i wychodził. Był wtedy królem melin, wielkim i niebezpiecznym, z dumą prezentował swoje powięzienne tatuaże i opowiadał kompanom, jak to się stało, że chłopak z bogatej rodziny, chowany w kryształowej kołysce i karmiony mlekiem wzbogacanym opiłkami złota, skończył w brzydkim bloku obitym blachą falistą. Miał w życiorysie upadek, precedensowe małżeństwo z biedną dziewczyną i złoty ząb w pamiątce po bójce. Jego serce jednak, ukryte pod fałdkami tłuszczu, przeżywało z taką samą melancholią każdy ulepiony pierożek i każdą wypitą lufę. Zdarzało mu się wtedy płakać, a córka słyszała tylko cichy chlipanie zza ściany. Płakał dużo, bo za czymś tęsknił, przytulał się do kota i opowiadał mu o swoim miernym życiu, o chorobach, o remoncie łazienki, który planował od lat, o żonie, która przestała go słuchać. Najgorzej było z nim, gdy nadchodziła pełnia. Wył wtedy jak wilk do pełnego księżyca i pił ze swoim smutnym bratem. Brat- nieszczęśliwy człowiek sukcesu i wielkich pieniędzy, i on miał pod swoim tłuszczykiem serce, które bolało wszystko. Pili więc nocami i drgali pożądliwie otwierając kolejne butelki. Pilnowali się nawzajem, rozwiązywali pętle, które sobie wiązali na szyjach, wyrywali z rąk kawałki szkła i żyletki i szorstko, po męsku, przytulali się, gdy nadchodził świt. I tak przez lata, każda pełnia przerywała porządki i gotowanie kolacji, Basia zostawała sama w domu i kwitowała to krótkim:
przecież jest pełnia.
My też ostatnio piliśmy w pełnię. Ciepły wieczór i zimne piwa, na które nakładamy przezornie kapsle, bo to Pola Mokotowskie, a tam zdarzają się mandaty. Podszedł do nas chłopak, miał sztywne jak gałęzie dredy, złamany nos i kolczyki w uszach. Zapytał nas, czy jesteśmy jego przyjaciółmi. Był przerażony i zupełnie pijany. No więc nie, jesteśmy twoimi przyjaciółmi, poszukaj ich, bo tutaj na pewno ich nie ma, zabieraj te browary i odejdź. On się przejął, chociaż nie bardzo rozumiał, że próbujemy się go pozbyć, rozumiał jedno. Jest noc, a on jest sam, rzucony alkoholowym zewem gdzieś w środek parku, jest sam i to oznaczało również braki w posiadaniu: brak imienia, brak miejsca zamieszkania, braki w pamięci. Miał w oczach łzy i nie bardzo wiedziałam, czy jest niebezpieczny, czy wzruszający, nie wiedziałam, czy pozwolić mu się przytulić, czy uderzyć go butelką. Postanowiłyśmy z nim pogadać, a on, unosił się honorem, bał się litości, tak mówił, bał się tego, że uważamy go pajaca, który się nawinął i robi skecz za darmo. A oczy chodziły mu na boki, jakby szukał drogi ucieczki albo domu. Był tak smutny, że miałam ochotę przygarnąć go tak, jak przygarnia się bezdomne zwierze i to nie była litość, tylko jakiś bezwarunkowy odruch, podobny do tego, który nakazuje przechodniom zatrzymać się przy wypadku albo bójce. Proszę, nie zostawiajcie mnie, powtarzał to ciągle, nie idźcie sobie nigdzie, ja pójdę po chrust i rozpalę dla was ognisko, ale nie zostawiajcie mnie, bo wszystko skończone. Poszliśmy, zostawiliśmy go samego, i czuję, że to był grzech. Zostawiliśmy go w pełni, w noc, w którą nie powinien nikt zostawać sam.
4 komentarze:
a potem się najebałyśmy. nie rozumiem, czemu nie dałaś takiej puenty, przecież o to właśnie chodzi w naszym życiu z pełnią.
bo ta puenta nie jest tragiczna. a ten tekst tak. po nocach bede rozmyslac co stalo sie z tym chlopcem. smutno mi. kilka zdan napisanych przez Ciebie, a potrafi zmienic nastroj obcego czlowieka. wykorzystaj to.
Zofia.
najebki też bywają tragiczne, Zofio.
no i chuj, masz racje Natalio.
Z.
Prześlij komentarz