21 maj 2013

gadam sobie z tobą jak z koleżaneczką bo trochę mnie wkurwia mój własny blog

- Blogi o życiu są niefajne - tak mi jakiś czas temu powiedziała pewna dziewczyna.

No trochę są, szczególnie, że teraz blogują wszyscy i od razu zakładają fanpejdże samych siebie (może też powinnam to zrobić?). Najlepiej prowadzić bloga o czymś, o jakieś fantastycznej zajawce, która dyskretnie wyświetli intrygującą osobowość albo lajfstajlowego, chociaż nie do końca wciąż wiem co to znaczy. 
W każdym razie mam dużo wątpliwości co do swojej własnej aktywności blogowej- paradoksalnie dlatego, że dużo ludzi mnie czyta- tzn. dużo według mojej miary, nie raportów Hatalskiej. I za każdym razem, jak otwieram edytor tekstu, to zastanawiam się, jak tu się nie wygłupić przed tysiącami ludzi, zamiast sobie po prostu napinać w klawiaturkę. Z drugiej strony zyskałam nowe hobby (zaraz po: historii warszawy, składaniu rowerów, więziennych tatuażach, pożarach klubów, metrze, ciuchach, kulinariach, seryjnych mordercach, amerykańskiej beletrystyce, pornografii, hiphopie, celebrytach, tłumaczeniach filmów, gadżetach, alternatywnych sposobach wybielania plam itp. itd.) i piszę komentarze. A potem z lubością sprawdzam, czy ktoś polajkował. Dzisiaj na pudelku 900 łapek w góre. Na wykopie dwadzieścia plusów, ale tłumacze to sobie kontrowersyjnym tematem. Pod artykułem o pewnej Sandrze, która żyć w Polsce już nie chce,  choć jest zdolną reporterką i pisarką - 30 lajków. Swoją drogą tu próbka umiejętności Sandry- wyimek z jej wydanej (!) książki:

"Mija kilka minut, zaczynam już wierzyć, że moje życzenie nie zostanie spełnione, co oznacza że nie tylko będę głodna, ale też że nie jestem dobrą czarownicą, kiedy widzę na ulicy przed sobą banknot 50 euro - pomarańczowy, śliczniutki… Przyśpieszając kroku szepczę wyciągając ręce: came to mommy!… i już się nachylam żeby go podnieść, wymijając ludzi przechodzących dookoła mnie, kiedy z bramy kamienicy wybiega żebrak, krzycząc po polsku:
- Mało ci, francuska zdziro? Chcesz jeszcze żebraków okradać! - i rzuca się na chodnik zasłaniając ciałem banknot. Dla niego 50 euro to majątek… Dla mnie też."

Fu. Pogrubienie moje. 

W każdym razie piszę te komcie jak opętana i tak sobie rekompensuje brak aprobaty na blogusiu. Tutaj tylu ludzi mnie czyta, kilku znajomych do tego i przez to nie wiem o czym pisać. Postanowiłam więc wykonać o tutaj taki próbny wpis według mojej starej recepty srania słowami, jakbym gadała z którąś z koleżaneczek i liczę, że podziała to na mnie terapeutycznie. Kupuje również w tym tygodniu prywatny komputer, więc nie będę musiała zostać po godzinach w robocie, żeby pisać na służbowym lapku. Bo nie ma nic gorszego niż wożenie laptopa na plecach na rowerze w taki skwar. Oprócz tego prowadzę bardzo spoko życie, a na udowodnienie tej tezy ukradnę kilka zdjęć, które zrobiły ziomki i wstawię je poniżej. Rower, pingpong, frisbee, bieganie (sorry, ale na razie umieram z dumy- 6 km w 40 minut! Może nie jest to jakiś super wyczyn, ale to oznacza kondycję. Swoją drogą potrzebuję jakiegoś stanika, który dobrze zamortyzuje 75F), pikniczki i najebki na świeżym powietrzu. Niech mi ktoś powie, że nie da się żyć gówniarskim życiem pracując na etat o dzieło :> Oprócz tego wieczorami udaję, że mam wannę i kąpie się w brodziku oglądając seriale o zombie i goląc nogi. Podobno to dosyć zabawne. 
Buziaki. W tym tygodniu (chyba) mój kolejny tekst dla instytutu. Nawet mi się podoba.















12 komentarzy:

Małgorzata Koziarska pisze...

Nie tylko znajomi czytają Twój blog. Wielką przyjemność sprawia mi czytanie go i przekonuje, że ja też nie muszę pisać co dzisiaj na siebie wrzuciłam. Pozdrawiam

Zussska pisze...

Się miło się gada się.
Terapeutycznie.

marika pisze...

bo do amortyzacji przy biegniu :) shock absorber lvl 4, mam i chwalę. fisheye zawsze spoko.

Karolina pisze...

mam 70E i ten sam problem podczas biegania. Ciekawe co rozdawali kiedy stałam w kolejce po cycki? ;_;
+dodaję do obserwowanych. Lubię czytać, a ciebie całkiem fajnie się czyta.

Anonimowy pisze...

oglądasz walking dead? ja właśnie się wciągnęłam

kurwix pisze...

Obejrzałam walking dead w pięć dni. Wszystkie trzy sezony. Generalnie uważam, że sporo tam mielizn i niepotrzebnego melodramatu (szczególnie 2 sezon, polecam przewijanie), kiedy wszystkim przecież chodzi, by popatrzeć sobie na zabijanie umarlaków. W każdym razie ostro wkręciłam się w trupy. Przeczytałam "i am legend", 5 tomów "walking dead", "zombie survival guide" i wszędzie widziałam zombie. nawet jak oglądałam ogłoszenia mieszkań, to potrafiłam powiedzieć "o, to jest fajne- zamknięte osiedle, wysoki płot, trupy nie wejdą". Więc jednak z serialami ostrożnie. No ale ja płakałam przez dwa dni po finale "Archiwum X", więc jestem dość specyficzym przypadek.

Kupiłam panache sport, dzisiaj sprawdzę jak eliminuje wstrząsy!

Anonimowy pisze...

napisz koniecznie jak ten panache się sprawuje, czaję się na niego, ale jest dość drogi, co sprawia, że się mocno waham, więc przyczajka trochę już trwa.

panna natasha pisze...

więcej tekstów instytutowych, są przekozackie!
"Sranie słowami" - zajebiste stwierdzenie.
Ja i moje 75F pozdrawiają serdecznie

Anonimowy pisze...

Cóż, 75A (realne, uświadomione i dumne) chyli czoła przed biegającą. 800 przebiegniętych metrów przyprawia mnie o palpitację i atak astmy. Zazdroszczę jak diabli. Lubię Cię czytać.
abija

Anonimowy pisze...

właśnie miałam pisać, że panache sport, ale widzę, że już zakupiłaś :) daj znać, jak się sprawuje ;).

tak sobie zerknęłam na notkę (po raz kolejny, bo zaglądam spragniona następnego tekstu) i myślę, że pracując na etat jakkolwiek, można prowadzić bardzo spoko życie. najgorszy jest etap, kiedy pracujesz na 3/4 etatu i dziennie studiujesz filologię na pierwszym stopniu. marzę już o tym, żeby napisać licencjat i pracować na etacie. wolne weekendy i wieczory = czad! ;)

pozdrawiam
Toxynka

kurwix pisze...

Stanik jest spoko. Różowy, więc mogę zadawać szyku. Wyłazi spod koszulki ten jaskrawy kolor i to prawie jak "sportowa stylizacja". Szkoda, że na japie grama makijażu, tylko pot, pot, pot...W każdym razie ten panache się sprawdza. Przy wcześniejszym staniku nadchodził zawsze moment, gdy musiałam sobie odpuszczać (choć była siła w nogach) bo tak mnie bolały cycki. I jestem pewna, że ich niepokojący ruch sprężysty kusił różnych zboczeńców. Więc teraz mam unieruchomione cycki i oprócz fashion wyglądu, to jestem bezpieczniejsza. Kawałek tkaniny i jak różnica! Do tego jest spoko, bo można regulować poziom unieruchomienia- ramiączka łączy się sprytnym haczykiem z tyłu pleców. i wtedy to już tylko biec i biec.

Unknown pisze...

These are sick photos!