22 gru 2014

Maria Goniewicz i ciasteczka

Gdy na jednym z lokalnych portali zobaczyłam informację o zabójstwie w Rakowiskach, od razu zauważyłam showbiznesowy potencjał tkwiący w morderczych hipsterach.  Krwiożercze bestie z lubelskiego noszą ciuchy Misbhv, słuchają Crystal Castles i Joy Division, czytają Wojaczka. Robią sobie stylizowane selfie w lustrze.  Jest o czym pisać, a ilość śladów na portalach społecznościowych pozwala dawkować kolejne sensacyjne doniesienia. Samego materiału z Instagrama wystarczy na dwa tygodnie newsów.  Maria Goniewicz piła Club Mate, wysyłała teksty do Krytyki Politycznej, powiedziała koleżance na korytarzu „Idź się potnij”. A my oczywiście będziemy się bulwersować, że z mordercy robi się gwiazdkę, ale nie przeszkodzi nam to w fascynowaniu się głupią, mroczną zbrodnią o podłożu poetyckim. I jakoś nie widzę, żeby media z podobną gorliwością opisywały ofiary.  One są już pod półtora metra pod ziemią, a nikogo nie interesuje pisanie wierszówek wyłącznie w formie dokonanej. Im nic już się nie przydarzy. 

Kiedy rozmawiałam z przyjaciółmi na temat tego parricidium, moja koleżanka dodała wątek osobisty. Jej matka pracuje jako tłumacz w Służbie Granicznej i miała okazję poznać zamordowanego pułkownika. Zapamiętała, że był bardzo miły i dał jej dużo ciasteczek.

Ciasteczka. Czy to nie jest dość niesamowite, że umieramy i gdzieś, w cudzej świadomości zostają po nas ciasteczka?

Zresztą, co się z reguły mówi o ofiarach? Porządny człowiek – zawsze pierwszy mówił „dzień dobry”. Można było na niego liczyć –  pomógł kiedyś mojemu szwagrowi, jak mu się samochód zakopał. Uczciwie pracował. Dzieci dobrze wychowywał, chodziły czyste i uśmiechnięte. Tragiczna śmierć wyciąga z ludzi pamięć o tych wszystkich drobnych gestach, które na co dzień się wykonuje.

Jestem pewna, że nie ma na świecie osoby, która by sobie nigdy nie wyobrażała swojego pogrzebu. Jak byłam nastolatką, fantazjowałam tak w gniewie. O, pożałowałabyś, że mnie tak potraktowałaś, gdybym nazajutrz leżała zimna w sosnowym pudełku! Poszłoby ci w pięty, jakbyś taka pokłócona stała nad moim grobkiem!  Chyba każdy zastanawia się, jakby to było. Ilu przyszłoby żałobników. Co by szeptali między sobą przed furtką cmentarza. Czy komuś byłoby szkoda. Kto by płakał najgłośniej.  

No i przez tę historię zaczęłam robić sobie rachunek sumienia. Czy żyję w taki sposób, że zapiszę się w masowej pamięci pozytywnie? Czy będę pamiętana jako miła dziewczyna, jako ktoś, kto wniósł zakupy albo bezinteresownie pomógł w pracy? Wysłuchał żali porzuconej kobiety, pożyczył 10 złotych? Czy może będą o mnie mówić dobrze tylko do tych metaforycznych kamer, a w domowym zaciszu rzucą coś w rodzaju „Szkoda dziewczyny, ale to był kawał wrednej baby”?


Czy zostaną po mnie jakieś inne ciasteczka, niż te z przeglądarki? 

6 komentarzy:

obmierzly pisze...

Nie.

Zussska pisze...

Tak.

ehh hahah pisze...

ceikawy teskt. Troche zalatuje hipster blogerka z onet.pl, ale fjne z tresci. Popracuj nad forma pisarska!

Maga pisze...

[Denerwuje mnie to, jak przywiązuję się do ludzi, których czytam.

Lubię kurwix, chciałam to w jakiś marny sposób wyrazić, między jednym a drugim kęsem czekoladowego chrupka.
Podoba mi się jak patrzysz na Warszawę, że Twój wzrok wędruje tam, gdzie przeważnie nikt nie zagląda, i że w ogóle].

Anonimowy pisze...

Pisz do nas jeszcze.

Anonimowy pisze...

a ja Towoją "formę pisarską" baardzo lubię, zlepki wyrażeń, nealogizmy, to że jednocześnie piszesz poetycko ale nie ma w tym zadęcia i grafomanii :)