Jak pisałam wcześniej- wymagam czułości, tak jak lodówka wymaga rozmrażania, włosy rozczesywania, a powiedzmy dzieci albo psy -- regularnego karmienia. Gdy nadchodzi czas czulości, każę sobie pleść warkocze i opowieści. Układam się na łóżku zwinięta w kłębek. Ł. wtedy ciągnie mnie za włosy, a ja go za język.
"Opowiedz mi coś. Coś ładnego."
On w tym momencie ciężko wzdycha, mówi, że już wyczerpał wszystkie fajne opowieści z dzieciństwa i że nie wie w ogóle, co to znaczy ładne. Sprytnie nawet zmienia temat i pyta się, czy mam coś do prania. Ja się jednak nigdy nie poddaję i dalej wiercę mu dziurę w brzuchu o tę historię. A to chyba boli, bo zawsze udaje mu się coś wymyślić. Dzisiaj opowiedział wyjątkowo ładną.
Nad nami mieszka rodzina 2+1. To "jeden" szczególnie wyraźne, tupie, biega, krzyczy, czasem płacze, ojciec nie lepszy, cały czas robi "bzzium" do dzieciaka i czołga się za nim po podłodze wprowadzając nasz sufit w drgania. Ł. opowiedział mi o ich sekrecie.
Żyją całkiem zwyczajnie. On i Ona-powiedzmy- Basia i Paweł, pracują na urzędniczych stanowiskach niższego szczebla. Mają na głowie kredyt na mieszkanie i kombinowanie kolejnych opiekunek do dziecka. Wracają do domu po 16stej. Oglądają polskie seriale. Dzieciak dokazuje i włazi na meble. Czasem odwiedzają ich znajomi, ale zawsze muszą wyjść przed północą. Gości wyprasza Basia, mówiąc, że dziecko musi mieć spokój. To jednak tylko wymówka i sposób na ukrycie sekretu. Bo o północy cała rodzina zamienia się w koty. Pawłowi rosną długie wąsy, Basi ogonek i szorstkie wypustki na języku. Dziecko zwija się w kulkę i ostrzy pazurki o dywan. W takich postaciach kocia rodzina spędza całą noc. Nie nudzą się- gonią za kłębkiem włóczki, czyszczą sobie nawzajem futerka, śpią rozciągnięci na poduszkach. Miauczą do siebie cicho i bezszelestnie biegają po drewnianej podłodze. Tak delikatnie, jak tylko koty potrafią. Piją mleko ochlapując sobie pyszczki i jedzą karmę z puszek. Uczą małego polować na muchy. Ranek zastaje ich w ruchu, goniących za niewidzialnym wrogiem, groźnym kłębkiem włóczki. Łapki zmieniają się z powrotem w stopy.
Rodzinie Mruczków ciężko oderwać się od zabawy i przyzwyczaić się do człowieczej postaci, pełzają na kolanach po podłodze, zrywają rękoma firanki, na których wcześniej zaczepiali się ostrymi pazurkami. Ludzka rzeczywistość dopomina się o swoje, opiekunka puka do drzwi o siódmej trzydzieści, o ósmej trzeba być w pracy. Wtedy tupot i pokrzykiwania milkną. Małemu jest najtrudniej; turla się po podłodze pulchnym człowieczym ciałkiem i nie rozumie, czemu nie potrafi już tak szybko biegać na czterech łapach.
4 komentarze:
bardzo piękna bajka! chociaż nie wiem, czy słowo bezszelestnie jest w przypadku tych pojebów najbardziej adekwatne. ani też wzium nie oddaje wiernie dźwięku, który wydaje z siebie tatuś. trochę szkoda, że nie wiemy, jak wyglądają, to by dopełniło idealnie tę opowieść. poza tym musisz napisać o grubasach, u których pachnie obiadem przez całą dobę i wnioskach ze śmietnika. no i o wietnamie, to chyba oczywiste. no i masz jeszcze 2 lata, si?
zapachy od grubasów krzywdzą mnie, bo jestem na diecie.
ja tez byłam kiedys z kims, kto opowiadal mi bajki, tylko że na dobranoc. zwykle usypiałam w połowie bajki i kazałam sobie opowiadac nastepnego dnia od momentu w ktorym usnelam. i potem śniły mi sie gadające szafy i krokodyl, ktory ratowal swoją ukochaną przed przerobieniem na pasek i torebke ze skóry... i dzielne wojowniczki, które nie wiedzieć czemu zawsze mialy na imie Anastazja.
Wyślij to do Ha!artu. Kurwa. Bardzo mi się podoba.
kamis-bredzi.blog.onet.pl
Prześlij komentarz