9 sty 2011

nieskończona dyskoteka

Była noc i jechałam taksówką. Na jezdniach lód, na szybach szron. Świat wygląda jak nieskończona dyskoteka, kształty (pod nimi jest miasto) omiata pomarańczowe światło reflektorów. Wszystko błyszczy i mieni się, aż przechodzi mi przez myśl, że śnieg jest całkiem glamour. Kierowca nic nie wie o tym, że znajdujemy się w epicentrum absolutnego party; jego uwagę przyciągają tylko zmieniające się cyfry na taksometrze. Próbuje nawet nieudolnie zagaić rozmowę; pyta jak się mam (zupełnie niepolska troska), ja odpowiadam, że dość mi chujowo i wyrównuję poziom polskości w kabinie opla. Taksówkarz wcale nie jest zmieszany, bo już różnych pasażerów woził w karierze swojej i wie o życiu więcej, niż niejeden doktor honoris causa. Dźwiga bagaż doświadczeń i na podstawie tego doświadczenia mówi mi, że

-- Takie kobiety jak pani zawsze dają sobie radę. Dziewięć pięćdziesiąt za kurs.

Wyjmuję z portmonetki pieniądze, literatura ma na to czasownik: wysupłać. I myślę o tym, kiedy to się stało.

Kiedy przestałam być dziewczynką? Od kiedy jestem już kobietą?

Od kiedy jestem już "panią", bo nie wypada powiedzieć mi na "Ty". Czy rzeczywistości "Cosmopolitan" i "Seksu w wielkim mieście" istnieją jeszcze jakieś linie demarkacyjne? Czasem mam wrażenie, że nie, że urodziłam się już z piersiami i eyelinerem na powiekach. No bo niby kiedy miałam stać się kobietą? Co było granicą? Pierwsza miesiączka i pierwszy seks -- nie sądzę, bo miałam gluty pod nosem. Pierwsza czerwona szminka? Czy może to szczególne wino, po którym moje ciało zaczęło tańczyć w uwodzenie? Pierwszy raz, gdy pod sukienkę założyłam pończochy? Pierwsza poważna miłość i pierwszy obiad ugotowany mężczyźnie?

Mam wrażenie, że to stało się jakoś zupełnie niedawno, może więc stać się kobietą to przeżyć pierwsze rozczarowanie? Moje ciało nie zmienia się już od lat. Wciąż mam pełne piersi i obłe uda, na twarzy mocno zarysowane zmarszczki mimiczne. Wciąż chodzę w bluzach, ale dopiero ostatnio przestałam być gówniarą. Nawet moja matka tak o mnie nie mówi, choć wciąż robię niepoważne rzeczy.

Czasem rozbieram się i bardzo dokładnie się sobie przypatruję; mam biało-siną skórę i bardzo smutne oczy. Tak czy owak, jestem kobietą, a to jak zapinanie przymałej sukienki. W czymś muszę tańczyć na tym absolutnym party.

5 komentarzy:

baw-mnie.blogspot.com pisze...

Jesteś szalenie inteligentną i ciekawą osobą. Z niecierpliwością czekam na Twoje nowy posty. Podoba mi się Twój sposób postrzegania świata i ludzi a także sposób w jakim to opisujesz. A jeśli chodzi o granicę miedzy byciem dziewczynką a staniem się kobietą... to myślę, że to wcale nie chodzi o pończochy, szminkę czy seks- nie ma to nic wspólnego z cielesnością. Nasza świadomość, akceptacja własnego ciała czy dojrzałość psychiczna.

Anonimowy pisze...

Nienawidzę młodego pisania, zwłaszcza na tematy kobiece. A Twoje uwielbiam. Jak to się kurwa dzieje.

kurwix pisze...

dziękóweczka. Ja też nienawidzę polskiej młodej literatury. Dlatego pewnie wydam pierwszą książkę po 40-tce, żeby obciachu nie robić.

haunted pisze...

uwielbiam jak piszesz. jeśli kiedyś będzie książka, na pewno ją kupię :)

Anonimowy pisze...

Rewelacyjna puenta!