Japy i mordy, ciągle te same. Ostatnio nie wychodzę z domu wcale, w zainteresowania powinnam sobie wpisać: koc i miękki fotel. Do tego moja fizjologia rozpycha mnie od środka flegmą, gęstą chorą śliną i pulsującym sercem w nasadzie nosa. Nic dziwnego, że niezbyt chętnie pojawiam się na warszawskich rautach. W zeszłym tygodniu zmieniłam zdanie (po krótkiej wojence z chłopcem, co chciał bardziej, podczas gdy ja chciałam mniej) i poszliśmy do kulturalnej na koncert. Wiedziałam co się święci, więc przygotowałam staranny makijaż (highlight: sztuczny pieprzyk), wyciągnęłam najbardziej ekstrawagancki sweter o fakturze mopa Viledy, wpięłam ciężkie kolczyki w tunele. We wnętrzu nie zdjęłam czapki, bo- jak już mówiłam- dokładnie wiedziałam jak będzie.
Japy i mordy. Wszyscy patrzą na wszystkich. Niby chodzi o muzykę, o alternatywny spleen powrotów do lat 90., ale tak naprawdę ważna jest obczajka. Na wejściu słyszę, że ładne mam te kolczyki. Dziewczyny oceniają się, oglądają stylizacje i przestrzeń klubu zamienia się w jeden wielki blog modowy. Dominuje bordowa szminka, rozjaśniane włosy, krótkie czupryny, sztyblety. Kojarzę większość twarzy- z planu b, z powiśla, z placu zabaw, nawet z jadłodajni i mam dreszcze. Ze smutkiem obserwuję, że wszystkie laski mają ode mnie nieco staranniejszy makijaż i ładniej ułożone włosy, szczuplejszą sylwetki i w ogóle jakoś tak im lepiej we wszystkim.
Chłopcy nie są gorsi. Przeczesują włosy, co ma się wtajemniczonym kojarzyć z Jamesem Deanem. Artystka pojękuje, ludzie na siebie patrzą. Rozglądają się, czy na sali nie ma przypadkiem kogoś, z kim już spali i kogo raczej głupio ponownie spotkać. Szukają również wzrokiem tych, z którymi jeszcze nie spali, ale byłoby całkiem miło.
Ja zastanawiam się, jakie ja w tym wszystkim mam miejsce.
Czy ja też jestem japą. Chyba tak. Ja też czuję to niewytłumaczone ssanie, żeby się odpicować przed wyjściem na jedno piwo na plac zbawiciela i gapię się na cudze legginsy. To straszne. To takie puściutkie, a z drugiej strony, jak utrzymać idealny balans? Jak być całkiem mądrą ale nie przeintelektualizowaną i sztuczną? Jak być zadbaną, ale jednak ciągle trochę rebelią? Jak szydzić (a nie dajcie się zwieść mojemu cieplutkiemu blogowaniu, zdarza mi się to często!) i jednocześnie nie być w tym śmieszną? Jak mieć wizerunek (bo przecież lubię go mieć!), ale chować coś pod nim? Pracuję teraz w bardzo komercyjnej firmie przy bardzo komercyjnych projektach, o których potem internauci piszą: „co za gówno, świat się kończy”. To mi daje pieniądze, ale też konfunduje. Ja to kiepski mainstream czy jednak jakiś tam potencjał?
W sobotę kończę 23 lata i coś czuję, że to dopiero początek.
7 komentarzy:
Albo zaakceptować, że jest się mordą i że może te niektóre co tak niesmaczą mogą gdzieś pod powierzchnią być fajne. Albo jebać legginsy i szybko sięupijać, żeby przeżyć obciach obczajki na iwencie (moja wersja). Staram się bywać rzadko, jak najrzadziej. Brakuje mi dystansu a i chęci do startu w konkursach nie mam absolutnie żadnej, wręcz przeciwnie, wyjścia do ludzi wymusiły na mnie styl szarej myszki "żeby nie być jak oni" bo jak oni się przecież nie czuję. A mój styl naturalnie był kolorowy i buńczuczny, toteż trochę na siłę stylizuję się na niewystylizowaną, ze strachu, że jak mnie kto zaklasyfikuje jako gębę, a może, że jak sama siebie zaklasyfikuję, dostanę wysypki i umrę niechybnie.
A poza tym - strasznie młoda dupa jesteś. ;)
Japy, które nimi są , tak jak napisałaś czują ssanie na utlenianie włosów i legginsy, a niekoniecznie żeby "chować coś pod nimi". Wystarczy się chyba nie oddalać za daleko w wyobrażeniach o sobie od tego ciepłego kłębka w brzuchu, który się robi kiedy bardzo lubisz i jesteś. Japy wtedy nie dotyczą.
Słusznie czujesz, to początek.. Ale to się kończy kiedyś.
Wszystkiego dobrego, miłego i prawdziwego z okazji urodzin:)
Może już czas zorientować się, że to tylko wydmuszka a nie życie.
To wszystko - i japy i mordy - są papierowe. To naprawdę nie ma znaczenia.
musiałam zguglować sztyblety i nie wiem co to był za dzezi koncert u mnie w mieście.
aj em old.
Już samo to, że zaczęłam czytać Twojego bloga dla śmiechu, zobaczywszy jak wygląda jego adres i nagłówek, który jest jakże bezpretensjonalny, mówi samo za siebie. Nie zawiodłam się. Tak, to jest śmieszne, tak, to jest mainstream alternatywy. Jedyna nadzieja w fakcie, że jeszcze się nad tym zastanawiasz, większość tego nie robi, tylko wypisuje pseudonatchnione bzdury na swoich słit blogaskach.
Prześlij komentarz