9 cze 2012

obżartuch

Ta dziewczyna nie umie usiedzieć w miejscu. Posadzona na krześle, wierci się i wierzga nogami, skubie wysuszone strupy na kolanach. Najchętniej by wstała i pochodziła trochę, powymachiwała rękoma. Nie wysiedzi, wszędzie coś ciekawego tylko nie tutaj.

Dla niej całe życie to taki za ciasny fotel.

Zaczęło się w szkole. Co dwa tygodnie inna ławka, co pół roku koszulka z nowym zespołem. Szóstki z biologii i kariera chirurga, tenis, miękki sweterek, a zaraz po tym wagary i pierwsze kasety "Metalliki". Gdy na Woodstocku spróbowała wegańskiego jedzenia, wróciła jako wyznawca Kriszny. To wtedy jej życie zaczęły wypełniać magiczne inkarnacje. Zawsze chciała być bardziej, niż była i szczerze wierzyła, że jest taką, jaką się wymyśliła. I chociaż w lustrze wciąż widziała wychudzoną chłopczycę, bez mrugnięcia okiem mówiła o sobie, że jest jak Marylin Monroe, tylko trochę wyższa.
Ta dziewczyna, o której mówię- o, ona jest wyjątkowo czarująca. Dziecięcy śmiech, długie patykowate nogi, szyja żyrafy cała w piegach. A całe jej szczupłe ciałko poplamione siniakami i bliznami, zawsze gdzieś się znajdzie strupek, z którego pocieknie krew. I jak ona słucha! Gapi się wielkimi oczami i cmoka, żebyś wiedział, że ona wszystko rozumie i nic dla niej nowego. Bo wiedz, że jeśli porozmawiasz z nią raz i czymś zafascynujesz, to żaden powód do radości. Ta niepozorna chudzina ukradnie Ci poglądy, wyznanie i hobby. Zje cię jak lekką przystawkę i wchłonie wszystko, co uzna za interesujące. Uważaj, bo łatwo jej zaimponować. Wystarczy, że jeździsz na fajnym rowerze, a na każde śniadanie jesz kiełki. Uważaj, jeśli studiujesz na ASP i masz rozczulający tik nerwowy. Ona to wszystko zeżre i uzna za swoje. Na tych pałąkowatych nóżkach niesie tysiące nieswoich opowieści, anegdot i pomysłów. We wszystko wierzy całym sercem. Życie odda za Buddę, chociaż dwa tygodnie temu mówiła komuś- przecież ci kumpel opowiadał!- że jest protestantką. Może kiedyś nawet usłyszysz swoją historię z dzieciństwa w jej interpretacji.
Bo ona lubi o sobie mówić, a epitety zawsze wypluwa z dumą.
Jestem artystką, graficzką, djką, rowerzystką, piosenkarką, modelką, barmanką, longbordzistką, poetką, fotografką, projektantką, joginką, boginią kuchni
- mówi, a wcielania jej się zmieniają i mieszają. I nawet jeśli udowodnisz, że znów kogoś zjadła, to tylko zadrze piegowaty nos do góry i wróci dumnym krokiem do domu, by na fejsbuku wrzucić post o tym, jak bardzo kocha hodować zioła.

Zawsze zastanawiam się, jaka jest, gdy zostaje sama. Czy wypluwa wszystkie role i chodzi po domu przezroczysta? Czy nakłada seksowny szlafrok i ciasne majtki i gra dalej- na przykład seksowną pin up girl? Czy kiedykolwiek jest sobą?
Ktoś na pewno wie. Wszyscy znamy tę chudzinę.

1 komentarz:

BellaBlumchen pisze...

To ja muszę być niesamowicie inspirująca bo wielokrotnie zdarza mi się, że ktoś mnie kroi w plasterki i zjada niczym kanapkę. Potem jest na koniec mocno zdziwiony, że posądzam go o odgapienie czegokolwiek. Odgapienie - śmieszne, podstawówkowo to brzmi. Ale mam koleżanki, które mają pół szafy, fryzurę itp jak ja, ale wiem ,że po prostu lubimy podobne rzeczy, które są w tych samych sklpepach i nie jestem jedyną brunetką z dziarą, to nosa nie zadzieram.

Ale są i takie, co taksują wzrokiem, potem wchodzę do ich mieszkania i jakby mnie piorun strzelił. Oto mój kolor ścian, narzuta na łóżko, te same lektury na półkach a nawet kwiatek w tym samym kolorze.

I może to powinien być komplement, ale nigdy nie jest. Myślę też, że takie osoby nie zdejmują nic i nie są sobą, bo nie mają żadnego ja. Aktualnie są zlepkiem tych innych i tak mocno się wkręcają w to i biorą za swoją tożsamość, że tacy właśnie są, póki nie znajdą nowej roli...