31 paź 2012

przedmioty


Przedmioty są ważne. Prawdopodobnie w moich ustach brzmi to niezbyt dobrze. Pochodzę z rodziny pożądliwych zbieraczy, fanów okazji i pięknych, zbędnych przedmiotów. W moim domu przedmiot się celebrowało i szybko puszczało w niepamięć. Nowe kubki, meble, ubrania, to wszystko było atrakcyjne póki nowe, bessa osiadającego kurzu prowadziła prosto w niebyt. Każdy z nas coś zbierał; ja trochę niezbyt rozsądnie ubrania, siostra piękną porcelanę, matka cały świat. Wciąż nie umiem poskromić żądz; wierzę, że czasem rozsądne mieć przybliża do być. Przedmioty są ważniejsze, niż chcemy się do tego przyznać. Bo niby czemu darzylibyśmy je taką atencją? Wśród materii, która nas otacza są przecież obiekty szczególne, wypchane uczuciami i czasem jak dorosłe przytulanki. Są też obiekty-symbole, które mówią: jestem bogaty, jestem mądry, jestem małostkowy, jestem praktyczny. Ja ostatnio dużo myślę o takich, które świadczą: jestem niezależny.

Za swoją pierwszą wypłatę w życiu kupiłam sobie różowy odtwarzacz mp3. Codziennie wgrywałam na niego swoje ulubione piosenki i trzymałam go w woreczku, żeby nie zniszczyć plastikowej obudowy (choć wszystko wcześniej niszczyłam bez zbędnego cackania). Białe słuchaweczki, wielkomiejski szyk słuchania muzyki w metrze (chociaż ledwo umiałam wtedy skasować bilet), to różowe pudełeczko było dla mnie granicą pomiędzy proszeniem mamę o pięć złotych, a byciem odpowiedzialną za siebie. Gdy miesiąc później ktoś na imprezie zwymiotował mi na ten odtwarzacz, rozczarowanie światem przypieczętowało przejście na tą drugą stronę.

R. był biedny kilka miesięcy. Spał u kolegów na podłodze. Miał tylu znajomych wśród bezdomnych, że nie bał się chodzić niebezpiecznymi ulicami miasta nawet po zmroku. Kradł jedzenie ze sklepów i mył się rzadko. Gdy zdobył pracę, nie do końca mógł uwierzyć w swoje szczęście. Wszystkim kolegom z ulicy kupił po paczce fajek, a sobie buty, które obserwował wcześniej często przez witrynę sklepu. Te buty to zwykłe sportowe laczki, ale przez ostatnich 8 lat nakładał je tylko na specjalne okazje. To jego pierwszy zbytek; pierwsze poczucie ulgi; relaks po walce o samego siebie.

X. wyjechał z domu, nie mówiąc nikomu, gdzie się wybiera. Po prostu zniknął z kilku żyć, przestał odbierać telefony. Gdy wrócił, był całkiem inny chociaż oczy wciąż miał duże i wyłupiaste. Na plecach nosił duży plecak, na który zbierał przez dwie pensje w obcym mieście. Teraz w ten plecak potrafi się spakować cały i znika już całkiem regularnie; chociaż zaczęło się to tak naprawdę od paragonu w NorthFace; chociaż wszystko zaczęło się od przedmiotu.












2 komentarze:

Anonimowy pisze...

wpadłam tu przez blog MadTeaParty i tak czasem tu przychodzę i czytam, pewnie nigdy bym nie skomentowała, ale chyba widziałam Cię wczoraj w powiększeniu, to napiszę, co tam.

pozdro, fajny blog!

kurwix pisze...

tak, byłam wczoraj w powiększeniu. tak jak wszystkie byłe i aktualne, tuziny duchów dawnych znajomych których się teraz kojarzy z fejsa, chłopcy, którzy mi się kiedyś podobali, ale nie umiałam zagadać, paru barmanów z którymi kiedyś piłam. Byli tam też moi przyjaciele i ich znajomi i właściwie mam wrażenie, że tam była cała warszawa:) ale gratuluję oka, ostatnio najłatwiej mnie przyłapać w osiedlowym sklepie (a nie na imprezce). ciepłe pozdro spod koca