Po raz pierwszy w życiu darowałam sobie nieco mniej przygnębiający 1.11. Co prawda wczoraj się dowiedziałam, że w Warszawie to całkiem przyjemny festyn- obwarzanki, wata cukrowa i rozkładające się zwłoki bliskich kilka metrów pod ziemią, jednak na prowincji to wciąż bardzo poważne święto. Wszyscy się ubieramy w najładniejsze płaszcze i pastujemy buty, bo na cmentarzu można spotkać nawet najbardziej znienawidzonych członków rodziny. A wtedy warto wyglądać jak z reklamy Visy. Więc dla mnie Święto Zmarłych to spacerowanie w eleganckich butach po błocie, obmyślanie strategii rozłożenia kwiatów i moja Babcia, która zaciera ręce myśląc o swojej śmierci, a przecież chciałabym, żeby żyła do końca świata.
Pierwszy raz zostałam w Warszawie i przyznam, że było mi łatwiej. N. miała kolejne urodziny i jakoś nie bardzo umiem w to uwierzyć, bo wciąż pamiętam jak była gówniarą i uciekała ze mną z geografii.
Piliśmy w klubie wypełnionym strzygami z przeszłości i nawet trochę tańczyłam. Znów poczułam, jak moje serduszko wypełnia się po brzegi miłością do moich przyjaciół. To miłe, bo bo ostatnio na imprezach raczej wypełniam się rzygowinami.
A gdy wracałam pijaniutka do domu, słuchałam Lou Reeda i zwiedzałam Warszawę jak porządna turystka. Właziłam po drodze do domu we wszystkie bramy, włamywałam się do klatek schodowych pięknych kamienic, komplikowałam marszrutę i wchodziłam do najmniejszych i najciemniejszych uliczek. Dotykałam warszawskich murów, tak jak dotyka się kogoś, kogo się pożąda i mnożyłam miejsca, w których chciałabym zamieszkać.
Dwie godziny włóczyłam się samotnie w tę noc duchów, a obudziwszy się rano odkryłam, że przed pójściem spać kupiłam jeszcze masło.
Po co mi masło?
Pierwszy raz zostałam w Warszawie i przyznam, że było mi łatwiej. N. miała kolejne urodziny i jakoś nie bardzo umiem w to uwierzyć, bo wciąż pamiętam jak była gówniarą i uciekała ze mną z geografii.
Piliśmy w klubie wypełnionym strzygami z przeszłości i nawet trochę tańczyłam. Znów poczułam, jak moje serduszko wypełnia się po brzegi miłością do moich przyjaciół. To miłe, bo bo ostatnio na imprezach raczej wypełniam się rzygowinami.
A gdy wracałam pijaniutka do domu, słuchałam Lou Reeda i zwiedzałam Warszawę jak porządna turystka. Właziłam po drodze do domu we wszystkie bramy, włamywałam się do klatek schodowych pięknych kamienic, komplikowałam marszrutę i wchodziłam do najmniejszych i najciemniejszych uliczek. Dotykałam warszawskich murów, tak jak dotyka się kogoś, kogo się pożąda i mnożyłam miejsca, w których chciałabym zamieszkać.
Dwie godziny włóczyłam się samotnie w tę noc duchów, a obudziwszy się rano odkryłam, że przed pójściem spać kupiłam jeszcze masło.
8 komentarzy:
Tytuł posta absolutnie mnie urzekł :) Twierdzę, że teraz nikt nie będzie wątpić w fakt, że masz życie towarzyskie ;) Ps. Jesteś prześliczna!
Ta piosenka chyba do końca świata będzie mi się kojarzyła z filmem "Adventureland" :)
A masło zakładam, że do jakiegoś ciasta może? albo na tosta? ...
Trafiłem tu przypadkiem (chociaż może nie ma przypadków?)- dawno szukałem takiego bloga, o życiu i po prostu O CZYMŚ. Nie mogę oderwać się od czytania, został mi tylko 2010-08 rok jeszcze :) Wspaniale się to czyta, wspaniałe mam po tym przemyślenia, i wspaniałe jest to, że naprawdę masz coś do powiedzenia. Od dziś śledzę na bieżąco- i liczę, że nie zaprzestaniesz publikować! Pozdrawiam, M.
ja też myślałam że jestem imprezową dziewczyną, dzisiejsze wyjście na imprezę przegrało z czytaniem Twojego blogasia. Zaczęłam, wsiąknęłam i teraz to już trochę z chuja bo kluby pozamykane i bez sensu na taki mróz wychodzić. U made my weekend. Elo
Proszę, napisz coś. Czekam zawsze na Twoje nowe wpisy na blogu a tu mija już miesiąc...
Stęskniłam się za Twoimi tekstami; czekam z niecierpliwością na nowe posty. Proszę, nie przestawaj pisać
napisz cos napisz cos napisz cos napisz coooooooś proszeee ja tez!
Prześlij komentarz