Lubię, gdy w związkach podział obowiązków jest klarowny. Dzisiaj ja bawię się swoją nową zabawką (dostałam na gwiazdkę prodiż, mama jest super), a M. bije browki w jakimś dziwacznym klubie z ziomkami i reprezentuje Bagatelę.
Więc ja, moja tłusta cera i koty, porozwieszane wszędzie pranie, ciasta i zero planów w dniu, gdy wszyscy pytają głównie o to, co zamierzasz robić jutro.
Gdy nadchodzi sylwester, zawsze jestem w klinczu. Z jednej strony- nie znoszę poddawać się naciskowi społecznego przymusu (ho ho!) i mam ochotę pójść w kimę o 22.00 w dniu, gdy wszyscy chcą, żebym imprezowała w klubie za 100zł. Z drugiej strony, jeśli zostanę w domu to przypieczętuję tylko swój los frajera bez ziomków. Mieć to za sobą, jak najszybciej i wyjść jakoś obronną twarzą!
Zdecydowanie wolę melanżować wtedy, kiedy nie wypada- tak jak w święta, gdy osiągnęłam idealny balans pomiędzy życiem rodzinnym, a źleniem się po klatkach schodowych i podrzędnych barach. Dniami- całkiem wzorowa wnuczka i córka (wymyłam babcine kryształy i ustawiłam w pożądanej konfiguracji, ulepiłam prawie idealne pierogi), wieczorami- ubrana na cebulkę dresiara i zwolenniczka pleneru. Konałam z samozadowolenia, bo moi równie pijani kompani śmiali się z moich dowcipów do rozpuku, a to się coraz rzadziej zdarza, bo jednak już mało kogo w wielkim mieście bawią skatologiczne dowcipki.
W każdym razie wracałam do Warszawy (i prosto do pracy) pijana pociągiem o 5.00 rano, w starym makijażu i w ciuchach cuchnących tak, że zupełnie nikt obok mnie nie usiadł. Więc jednak, potrafię jeszcze być imprezową dziewczyną!
I chociaż nienawidzę noworocznych postanowień- sorry, wolę jak mi życie porządkują wydarzenia, a nie daty- a tym bardziej noworocznych podsumowań, to jednak postanowiłam podzielić się moimi ulubionymi trackami tego roku. Raczej nieźle kryję się z tym na blogusiu- ale słucham dużo, do tego głównie rapu. Kiedyś lubiłam zachowywać muzykę dla siebie, sycić się do upadłego tym, jak bardzo jest niedoceniona i niesłuchana, a potem umierałam ze smutku, gdy któryś z zespołów osiągał sukces i słuchali go "ludzie, którzy na to nie zasłużyli". Z perspektywy czasu, myślę, że to dość żałosne. Może dlatego przeszłam na zupełnie inną stronę mocy i zadręczam wszystkich znajomych linkami do "fajnej muzyki do sprawdzenia".
bawcie się dobrze.
(to pierwsza apostrofa w historii tego blogusia!)
TOP TRAKI:
Więc ja, moja tłusta cera i koty, porozwieszane wszędzie pranie, ciasta i zero planów w dniu, gdy wszyscy pytają głównie o to, co zamierzasz robić jutro.
Gdy nadchodzi sylwester, zawsze jestem w klinczu. Z jednej strony- nie znoszę poddawać się naciskowi społecznego przymusu (ho ho!) i mam ochotę pójść w kimę o 22.00 w dniu, gdy wszyscy chcą, żebym imprezowała w klubie za 100zł. Z drugiej strony, jeśli zostanę w domu to przypieczętuję tylko swój los frajera bez ziomków. Mieć to za sobą, jak najszybciej i wyjść jakoś obronną twarzą!
Zdecydowanie wolę melanżować wtedy, kiedy nie wypada- tak jak w święta, gdy osiągnęłam idealny balans pomiędzy życiem rodzinnym, a źleniem się po klatkach schodowych i podrzędnych barach. Dniami- całkiem wzorowa wnuczka i córka (wymyłam babcine kryształy i ustawiłam w pożądanej konfiguracji, ulepiłam prawie idealne pierogi), wieczorami- ubrana na cebulkę dresiara i zwolenniczka pleneru. Konałam z samozadowolenia, bo moi równie pijani kompani śmiali się z moich dowcipów do rozpuku, a to się coraz rzadziej zdarza, bo jednak już mało kogo w wielkim mieście bawią skatologiczne dowcipki.
W każdym razie wracałam do Warszawy (i prosto do pracy) pijana pociągiem o 5.00 rano, w starym makijażu i w ciuchach cuchnących tak, że zupełnie nikt obok mnie nie usiadł. Więc jednak, potrafię jeszcze być imprezową dziewczyną!
I chociaż nienawidzę noworocznych postanowień- sorry, wolę jak mi życie porządkują wydarzenia, a nie daty- a tym bardziej noworocznych podsumowań, to jednak postanowiłam podzielić się moimi ulubionymi trackami tego roku. Raczej nieźle kryję się z tym na blogusiu- ale słucham dużo, do tego głównie rapu. Kiedyś lubiłam zachowywać muzykę dla siebie, sycić się do upadłego tym, jak bardzo jest niedoceniona i niesłuchana, a potem umierałam ze smutku, gdy któryś z zespołów osiągał sukces i słuchali go "ludzie, którzy na to nie zasłużyli". Z perspektywy czasu, myślę, że to dość żałosne. Może dlatego przeszłam na zupełnie inną stronę mocy i zadręczam wszystkich znajomych linkami do "fajnej muzyki do sprawdzenia".
bawcie się dobrze.
(to pierwsza apostrofa w historii tego blogusia!)
TOP TRAKI:
10 komentarzy:
O tak znam to, myśli człowiek, że się zna trochę na dobrej muzyce, a później się okazuje, że nagle wszyscy wokół tego słuchają. Lubię rap, chyba najbardziej, więc z przyjemnością będę się częstować, a później pochwalę się w towarzystwie co świetnego wytropiłam, hehe ;) Magicznego Nowego, bądź sobą, bądź szczęśliwa, jak tylko chcesz.
Albo tu jakiś złośliwychochlik się wkradł, albo definicja rapu zmieniła się minionej nocy, bo ten kawałek ni huhu pod rap mi nie pasuje :-)
A koleżanka Die Antwoord zna jeśli już o dobrym rapie mowa?
Najlepszego na ten nowy...
od tygodnia zaglądam na Twojego bloga codziennie i nie umiem się Tobą nie podniecać
Czytam Cie od lat i robie się zazdrosna o tych wszystkich co to nagle odkrywaja kurwix.
ps. Sonia co Ty pierdolisz?!
Zocha
@ Soie
Ja już sobie dałam spokój- to może miało sens w czasach sprzed internetu. Teraz jest youtube, grooveshark i last.fm i praktycznie każdy kawałek na świecie jest w zasięgu ręki. A bycie osłuchanym nie wymaga znowu takiego dużego wysiłku.
W ogóle ostatnio powoli dochodzę wniosku, że oryginalność jest przereklamowaną wartością i jednak nie warto sobie tak tym zaprzątać głowy. no ale to dłuższa historia.
@ Sonia
Tam dalej jest trochę bardziej na rapie. Przecież nie napiszę, że słucham też minimali, glitchu, detroit housu, garage- jak to brzmi? jakoś na maksa pretensjonalnie, nawet jeśli to prawda. Rzucanie gatunkami wypada tylko pryszczatym chłopaczkom ( i koleżankom, jedną pozdrawiam!) z porcys.pl.
Lubię die antwoord ale raczej jako zjawisko- obejrzeć raz na youtubie ich klip, otworzyć oczy szeroko ze zdumienia- ale nie wyobrażam sobie trzymać ich na ipodzie i słuchać w drodze do pracy.
ja też się podniecam jak czytacie. serio!
much love.
@ zocha
hahahahahahahhah. to w sumie super!
zawsze możesz rzucić coś z cyklu- ja ją czytałam na fotoblogu w 2006 PHI.
(ja tak robię z Blimsien i od razu mi lepiej).
W każdym razie to mega miłe, chociaż ultimate zazdrośnikiem jest mój M., który mnie wyrwał przez tego bloga (w komciach pod notką olunia i podryw, zaprosił na wódkę, ja postawiłam browara, potem płakałam za nim trzy dni- aż się odezwał. i ze mną zamieszkał).
haha niezła historia z poznaniem Twojego M. świetnie piszesz
hahaha Sonia podaj definicję rapu
Ohh, ja tez moge powiedziec, ze znam Cie jeszcze z photobloga. I daze nieustajaca estyma. Kiedy czuje sie wyjalowiona intelektualnie po calym dniu roboty, wchodze na Twojego bloga w poszukiwaniu sty;ulacji. I jestem przeszczesliwa gdy ja znajduje. Napisz ksiazke. Annnimowa Eve
daRZe, tfu !
Prześlij komentarz