Wszyscy moi znajomi chcą, żebym zazdrościła im życia. Na portalach społecznościowych umieszczają przefiltrowane błękitem instagramu zdjęcia swoich obiadów, stóp, niedopitych specjalnie do zdjęcia kaw, nowych ubrań, odbić w lustrze, świeżych tatuaży, pięknych widoczków z wakacji o których ja tylko mogłabym marzyć. Ja wiem, że bez tych nostalgicznych filtrów, zwykły makaron z pesto i pomidorkami nie zrobiłby na mnie wrażenia. Nie mówiąc o tym, że z pewnością zrobiłabym smaczniejszy. Bez tej słodkiej polaroidowej ramki to byłaby po prostu szamka. Ale teraz już nie taka zwykła, skoro ktoś zrobił jej zdjęcie specjalną aplikacją i umieścił w internecie. To symbol: kreatywności, gustu, trybu życia. Moi znajomi przeżywają szczęśliwe chwile. Napełniają brzuszki, piją smaczne i kolorowe rzeczy, spędzają czas z bliskimi i chcą, żebym o tym wiedziała. Nawet to rozumiem- robię to samo umieszczając notki na blogu, piszę statusy zdaniami wielokrotnie złożonymi. Jak się zakochasz to przecież też o tym wrzeszczysz. Ale czasem mam wrażenie, że oni sami w to nie wierzą. To znaczy nie wierzą w rzeczywistość na zdjęciach. Wyobrażam sobie moją znajomą X., która wieczorami fotografuje sobie wytatuowane części ciała. Pięknie wyglądają w tych wintydż kolorach. Ale z drugiej strony- przecież spędziła godziny przykładając Iphona do skóry, łapiąc odpowiedni kąt (by uda wyszły odpowiednio szczupło). Więc co to za szczęście? Fotografia w internecie zjada swój własny ogon. Nie fotografuje się zastanej rzeczywistości tylko się ją stylizuje. A z drugiej strony te instagramowe foteczki sprzedaje się jako dokument i dowód. Spójrz, jak fajnie żyję- mówi zdjęcie, a tak naprawdę to emanacja tylko tego, jak chciałbym, żeby wyglądało.
To gra, o której wszyscy wiemy. Przecież to samo robią reklamy- kolorują rzeczywistość. Teraz ktoś wymyślił algorytm, by zrobić to metodą chałupniczą.
Ale ja się nabieram. Gdy widzę te śliczne zdjęcia muffinków, uroczych drinków, uśmiechniętych twarzy w okularach przeciwsłonecznych, rowerów z modnym napędem- zazdroszczę. Moje życie wydaje mi się wtedy nudne. Wciąż te same powtarzalne czynności: siedzę zamknięta w biurze, znowu na śniadanie zjadłam musli. Ja, mój chłopak, mój kot- wszyscy przytyliśmy, wciąż zdziera mi się lakier z paznokci.
Mija naprawdę długa chwila, zanim zdążę się zorientować, że to przecież ściema.
Mogłabym sama zrobić zdjęcie swojego roweru (jak dobrze skadruje to nie będzie widać, że wciąż nie rozmontowałam przerzutek), zrobić zdjęcie roladkom z kurczaka z musem mango, które zrobiłam raz w życiu. Wrzucić fotę z planu zdjęciowego z telexem na uszach i podkreślić swój profesjonalizm. Naprawdę mam pokusę tak zrobić! Naprawdę chcę, żeby ktoś pomyślał, że jestem fajna i warto mi pozazdrościć. Ale walczę z nią tak, jak tylko mocno mogę zacisnąć piąstki. Niewiele się zmieniło, wciąż wierzę w dobrze pojętą skromność. Bez pretensji, ten blog tak się nazywa nie bez przyczyny. Czuję, że introwertyzm mnie chroni przed banałem. Cieszę się,e że nikt nie dowie się, gdzie pracuję (o ile nie zapyta), nie ogląda zdjęć moich obiadów. Wiem wtedy, że to wszystko w moim życiu wydarza się wyłącznie dla mnie. A bywam naprawdę szczęśliwa tak, że dostaję gęsiej skórki. Myślę, że dałoby się to sfotografować. Wiem też, że robię wiele atrakcyjnych rzeczy: pracuję w telewizji, składam sama swój rower, mam tatuaże i kolorowe włosy, lubię gotować, a w sobotę wypić trochę wódki. Ale nie chcę też tego sprzedawać, nie chcę tego kolorować, podpisywać. Chcę, żeby to wszystko się działo i chcę zapamiętać to w autentycznych barwach. Dla mnie prawdziwa pasja dzieje się- i to tak intensywnie, że nie masz czasu wyjąć telefonu. Dobre jedzenie smakuje tak dobrze, że nie masz czasu zrobić mu zdjęcia. Przyjaciele są tak zabawni, że nie myślisz o tym, żeby zameldować się na facebooku. Ale może mówiłabym inaczej, gdyby było mnie stać na odpowiedniego smartfona.
16 komentarzy:
Laleczko strasznie gorzkniejesz a młode lico masz przecie jeszcze. Wszystko jest dla ludzi i dziarki i instagramowe focie i blogaski z nociami, które wybebeszają autora o wiele dosadniej, wyraźniej i mocniej niż zdjęcie niedojedzonej kanapki. Po prostu trzeba umieć stawiać granice, wiedzieć kimś się jest co jest zabawą a co przeraźliwą pustką.
Można też przyjąć za prawdę, że instagramowe focie stóp (np ja dziś poczyniłam takowe zdjęcie przed pocztą nudząc się) lub kaw są tylko zabijaniem nudy. Albo ja jeszcze nie wkroczyłam w ten moment kiedy na prywatce smsuję z innymi znajomymi, niż z tymi, z którymi obecnie jestem.
Niemniej jednak technologia idzie do przodu, papierowe listy nie wrócą, trzeba robić jak ze wszystkim, wybierać co nam służy, pierdolić całą resztę ;)
staram się nie gorzknieć, chociaż nie dla mnie już to, co dawało pustą satysfakcję dwa lata temu;) We wszystkim trzeba mieć balans. Przecież ja też mam zdjęcia z kumplami na facebooku, a mój kot ma nawet oddzielną galerię, w której do tego jest zdjęcie w modnych żółciach. Ale widzę ludzi, którzy wierzą w przymiotnik "społecznościowy" bardziej niż w rzeczywiste relacje. Robią obiady po to, żeby im zrobić zdjęcie się nimi pochwalić, a nie by się nimi najeść w dobrym towarzystwie. Poraża mnie, że na udanym koncercie można robić zdjęcia i do razu je wrzucać do sieci, a siedząc w knajpie z przyjaciółmi- no właśnie- lajkować statusy innych. Dla mnie to strasznie nie fair i nie wierzę w to, że można dwie rzeczywistości obsługiwać naraz. Może masz rozsądniejszych "znajomych"- ja po prostu już rzygam sprzedawaniem lepszej wersji siebie w internecie, ostrzeliwaniem innych błachostkami. Sama umieszczałam w internecie zdjęcia ze swojego życia (opalam stopy, pakuje rzeczy, jem obiad etc.), ale wierzę w umiar i w sumie we wszystkim dążę do balansu. A granica pomiędzy zabawą a pustką jest bardzo cienka w tym przypadku.
bez rameczki i modnej żółci, odcieni niebieskiego: chłonę rowery, pokaż rower. miejski? ostre? szosa? góral? monocykl?
nieskończony singiel na szosowej ramie columbusa z mojego rocznika. jak kupię reduktory i nowe klamki i będę miała czas to wszystko złożyć (a to mój pierwszy raz) to może pokażę!
Mam facebookowego znajomego ktory gotuje tak apetycznie wygladajace dania, ze nie potrzebuje filtrow (choc zawsze stawia talerz na parapecie, nawet jesli to kanapka z pasta z groszku i kaparami). To lubie.
Sama wrzucam zdjecia sporadycznie, chyba wlasnie dlatego, ze nie mam iphonea, ani potrzeby udowadniania swiatu ze moje zycie jest ciekawe, kawe pijam w oryginalnych kubkach i mam duzo tatuazy. A moze po prostu moje zycie nie jest na tyle ciekawe zeby bylo sie czym dzielic, kawa na tyle dobra by ja pokazywac, a pod tatuazami na zbyt bialej skorze zbyt gruba warstwa tluszczu?
pokaż takiego golasa, jak nie publicznie, to prywatnie mailowo (się odezwę się).
Napisałaś wszystko, jota w jotę, co dokładnie myślę.
jeden z ulubionych wpisów :) pisz czesciej i wiecej!
Super! Zgadzam się i podpisuję się pod!
W pełni się z tobą zgadzam, to wszystko jest jedynie koloryzowaniem rzeczywistości, wmawianiem sobie jacy my jesteśmy fajni, modni itd.
Podsumowując: http://25.media.tumblr.com/tumblr_mb9odbFjGO1qasxjlo1_500.gif
2brokegirls nigdy się nie mylą wyszydzając rzeczywistość!
czytając tego posta to tak jakbym widziała siebie i moje życie w internecie. nie używam instagramu ale taki sam fenomen mają zdjęcia z kamery internetowej. wszystko w słabej jakości, robione po to żeby pokazać 'jesteśmy zajebiści, patrzcie jak się zajebiście bawimy' selfy strzelane dziesiątki razy tylko po to zeby twoja twarz wyszła idealnie. pochwalić sie na insstagramie co się zrobiło, ten przysłowiowy obiad z vintydż filtrem. Jakby to była namiastka lepszego życia ktore jest na pokaz. Zycie przenosi nie na płaszczyzne internetu a ja nie potrafie sie dostosować, wstydzę się wrzucać zdjęcia na fejsa pokazujące mnie, mój obiad czy butelkę od piwa. czasami myślę ze jest to tak żenujące ze nie potrafiłabym czegoś takiego robić. A czasami chciałabym. To że nic nie pisze w statusach na fejsie, nie publikuję zdjęć które są tak naprawde żałosne (bo będąc na ASP mam na szczęscie wyrobiony gust)sprawia że ludzie pojmują mnie jako człowieka niewartego uwagi przez co moje życie towarzyskie upada juz nawet w realu. ludzie chcą fajnego życia, rozrywkowych znajomych pokazyjących nawet swoje tęczowe rzygi w internecie. czasem chciałabym być jak oni. chciałabym być osobą z którą ludzie chętnie rozmawiają, dzwonią żeby wyjść do baru,lub po prostu lubią. a tak samo jak inni robię obiady, chodze na kawę, piję piwo, pale papierosy,chodze na koncerty i wystawy, żyje jak oni. tylko tego nie pokazuje... w sumie niby błache ale coś w środku dźga. ciągle zastanawiam się co jest nie tak gdy wrzucam na fejsa staranny album ze zdjęciami robionymi Zenitem który mało kogo interesuje, za to zdjęcia nadpitych drinków w hipsterskim barze są niemal celebrowane..
@ Karolina K.
Rozumiem cię na maksa. Kiedyś prowadziłam fotobloga- a wymóg tego serwisu jest taki, by do każdego tekstu dołożyć zdjęcie. Nie umiem i nie umiałam ich robić, więc robiłam proste autoportrety. Ja pocięta w paski światłem żaluzji, ja siedzę na kanapie, ja robię miny i próbuję ustawić się ładnym profilem, wygładzam sobie cienie pod oczami w fotoszopie.
Strasznie źle się czułam robiąc to, a jednocześnie- też chciałam być ładna, mieć piękne zdjęcia, czytać komentarze, że mam śliczne oczy albo ładną bluzeczkę. Ale w pewnym momencie miałam dość. Szydziłam z utlenionych dziewcząt pozujących na tle meblościanek, a przecież robiłam to samo, może tylko w lepszym guście. Pozowanie, wydymanie ust, wyszczuplanie się w fotoszopie- nędzna instant realizacja snu o byciu kimś lepszym. Efekt jest natychmiastowy. Widzisz siebie na zdjęciu. Wystylizowaną, wygładzoną. A zdjęciom się wierzy- bo wciąż mamy w podświadomości zapisany związek pomiędzy dokumentowaniem a fotografowaniem. Problem w tym, że ta zasada jest już nieaktualna. Zdjęcia kłamią i ja dlatego paradoksalnie- bardziej wierzę słowom.
Życie jest wystarczającym teatrem; ilość ról, które musimy odgrywać mnie przytłacza. Nie chcę dokładać sobie kolejnej i mam ten sam problem, co ty.
Moi znajomi na fejsbuku nie wiedzą, że moje życie jest fancy (chociaż właściwie to i ja o tym nie wiem). Wrzucam tylko jakieś rapowe linki, a poza tym nic specjalnego. Mam sporo znajomych, którzy są s p o k o - na facebooku gotują piękne rzeczy, mieszkają w pięknych miejscach, mają pięknych znajomych, pięknie wyglądają. Zazdroszczę im nawet pomimo tego, że wiem, ile tym stylizowania. Czasem jest mi nawet przykro. Chciałabym, żeby mnie ludzie lubili, żeby wiedzieli, że jestem fajna. Ale jak o tym trąbić? Jak zbudować kampanię promocji samego siebie? to takie zło. Jak wrzucić zdjęcie swoich stóp i się nie wstydzić? Chyba nie umiem, ale z drugiej strony sama zaczynam się czuć niefajna bez emanacji tego w internecie (i chciałabym wyglądać jak z tumblr). To jakaś jebana spirala. Chociaż jestem dzieckiem internetu, czuję, że do tego nie umiem się- tak jak ty- dostosować.
A wiem, że to dlatego ludzie mnie postrzegają jako dość nieinteresującą, trochę nieelo. No ale na prawdę nie stać mnie na ajfona- w przenośni i dosłownie.
Z drugiej strony prowadzę blogusia, więc na ile ja jestem w tej kontestacji szczera? Ja pierdolę, jakby było mało ogarniania jednej rzeczywistości, a tu trzeba sobie radzi jeszcze z drugą. Anyway, wysyłam ci ciepłe pozdro bo najbardziej mnie ciągnie do "niechcianych nielubianych (zawsze nastukanych ugh)". a jak jesteś z warszawy to zapraszam na browkę.
to szczere pozdro bo jestem z Warszawy :) Kurcze, właściwie to teraz zdałam sobie sprawę z tego że tak mnie ten temat frustrował ale nawet wsztydziłam się o tym z kimś porozmawiać bo niby temat błachy. Chcesz wstawić zdjęcie?- to wstaw a jak nie to nie rób tego. tyle że właśnie to jest bardziej skomplikowane niż myślimy. Jak dobrze żyć w zgodzie z samym sobą ale jednocześnie czuć sie lubianym i jakby docenianym w towarzystwie. bo to jest fakt, lgnie sie do ludzi którzy 'istnieją' kreują siebie i ba! potrafią to robić bo to wielka sztuka manipulowania tak rzeczywistością żeby być w pewien sposób postrzeganym. Dobrze że mogłam to w końcu z siebie wyrzucić, bo mimo że nie jestem jakimś miemiłym człowiekiem, to lubie czasami ponarzekać :) poza tym dopiero ten tekst spowodował to , że w końcu napisałam komentarz. choć czytam blogi to często nie jestem w stanie ich skomentować. a jeśli już o browarach mowa to bardzo chętnie :)
przepraszam że zasypuję cię komentarzami,ale tak sie zaczytałam w blogu że przeczytałam post o Chełmie. Pisząc to ze jestem z Warszawy zawsze chodzi mi o to że tu studiuje a Chełm to rodzinne miasto :) Zbiegi okoliczności są naprawde zabawne :)
Prześlij komentarz